Policja wzięła się za budowę Centrum Automatycznego Nadzoru nad Ruchem Drogowym. Elektroniczny system ma gromadzić dane z fotoradarów i wystawiać mandaty - do kilkudziesięciu tysięcy sztuk dziennie. "Od zrobienia zdjęcia do dostarczenia mandatu kierowcy minie około 48 godzin. Groźba tak błyskawicznego ukarania ma wpłynąć na zachowanie kierowców na drodze" - mówi DZIENNIKOWI młodszy inspektor Mirosław Maksymiuk, naczelnik wydziału profilaktyki ruchu drogowego Komendy Głównej Policji.

Jak to ma działać? Teraz zapis z urządzeń ustawionych przy drogach policjanci ręcznie zgrywają na przenośne dyski, potem - także ręcznie - obrabiają je, identyfikują samochód, kierowcę.

Z Centrum ma być inaczej. Fotoradary prześlą zapis do centrali drogą elektroniczną. Tam komputery wyposażone w programy do odczytywania znaków graficznych zidentyfikują numer rejestracyjny pojazdu. Komputer po odczytaniu rejestracji połączy się z bazą danych działającego już od kilku lat Centrum Ewidencji Pojazdów i Kierowców i uzyska stamtąd dane właściciela auta. Potem mandat zostanie wydrukowany, włożony do koperty i wysłany.

To zapobiegnie spektakularnym porażkom policji - jak np. w Warszawie, gdzie zabrakło policjantów do obsługi fotoradarów. "We francuskim centrum pracuje 100 pracowników i 10 policjantów zajmujących się danymi z 1200 fotoradarów. Są w stanie dziennie wystawić 30 tys. mandatów" - mówi naczelnik Maksymiuk. - "Taki system jest bardzo efektywny, koszt jego budowy zwrócił się w ciągu ośmiu miesięcy."

Czy u nas to się uda? Niekoniecznie - twierdzą informatycy. "Od dawna funkcjonują programy, które np. znaki ze skanów zamieniają na pliki tekstowe" - mówi Marcin Wolski z zakładu technik teleinformatycznych Warszawskiej Wyższej Szkoły Informatyki. "Nie są jednak niezawodne. Jeśli zdjęcie będzie niewyraźne lub rejestracja zachlapana, komputer może odczytać cyfry niewłaściwie. Dlatego trzeba dokładnie wyliczyć, jaki jest procent błędów w takim systemie" - zaznacza Wolski.

"System na niewiele się zda, jeśli nie zostaną zmienione przepisy" - dodaje Walenty Dudziak, prezes Stowarzyszenia Rzeczoznawców Techniki Samochodowej i Ruchu Drogowego. Przypomina, że kodeks drogowy zakłada, iż za przekroczenie prędkości karany jest sprawca. Policjant musi wezwać właściciela auta i jeśli ten się rozpozna na zdjęciu, to wręczyć mu mandat. Jeśli powie, że to nie on, bo auto komuś pożyczył i nie pamięta komu, to można go ukarać, ale z innego przepisu, bo właściciel musi wiedzieć, kto używa jego auta.

"Ale cała ta procedura opóźnia wystawienie mandatu. A przedawnienie następuje po dwóch latach i nie jest trudno przeciągać sprawę tak długo" - tłumaczy Dudziak.

I będzie tak, dopóki nie zmienią się przepisy. Na razie trwają prace nad poprawkami do nich. Piraci drogowi mogą więc na razie spać spokojnie.