Policja kupi nowe pistolety za nieco ponad 6 miliona złotych - każdy egzemplarz z dwoma magazynkami oraz kaburą. Jeden nowy glock będzie więc kosztował 1268 złotych, czyli o tysiąc złotych mniej niż w sklepach z bronią.

Austriacki pistolet wygrał z bardzo silną konkurencją. Jego rywalami były P99 produkowany w radomskim Łuczniku na licencji Walthera, niemiecki Heckler&Koch USP, a także dwie nowe konstrukcje - włoska Beretta Cx4 Storm oraz SIG Sauer P250DCc.

Komenda Główna Policji po długim badaniu ofert uznała jednak, że ważna jest tylko ta złożona przez dealera Glocka. W piątek Urząd Zamówień Publicznych odrzucił odwołanie innego oferenta i w ten sposób policjanci dostaną glocki.

Nie są one nowością w rękach polskiej policji - w latach 90. kupiono około 20 tys. sztuk tych pistoletów. Wielu policjantów nie wyobraża sobie lepszej broni.

"Jak go dostaliśmy prawie 10 lat temu, to był jeden zachwyt" - mówi policjant, który używa glocka od początku służby. "W sumie 34 naboje w dwóch magazynkach, tym można postrzelać w razie czego. Przez cały czas używania nie miałem ani jednego zacięcia" - dodaje.

"Tylko glock, innego nie chcę. To jest najlepsza broń dla policjanta. Prosta. Zamek nie ma żadnych wystających krawędzi i jak go chwycisz przy szybkim przeładowaniu, nie kaleczysz sobie palców" - tłumaczy policjant, były członek oddziału antyterorystycznego. "Glocka to nawet przeładuję, uderzając do tyłu dłonią o zamek, który jest szeroki i płaski u góry. A np. w Waltherze P99 nie, bo ma ostrzejsze krawędzie i ręka boli. W P99 jest do tego długa droga języka spustowego: ciągniesz, ciągniesz i nic. A P64 to już w ogóle porażka, jest tak mały, że jak ktoś ma wielkie dłonie, to zamek cofając się po strzale, rani miejsce między kciukiem a palcem wskazującym. Już widziałem na strzelnicy takich kolegów patrzących z przerażeniem na zakrwawioną rękę" - opowiada były "AT-ek".

Austriak Gaston Glock skonstruował swoją broń w 1980 roku, rozpoczynając erę "polimerowców". Nie wymyślił niczego nowego, ale po raz pierwszy połączył w jednej konstrukcji kilka znanych od lat rozwiązań. Zastosował szkielet z tworzywa sztucznego - odporny na korozję i uderzenia, a zimą nieprzymarzający do ręki.

Do tego dołożył dwurzędowy magazynek, w którym naboje są umieszczone w dwóch rzędach, oraz zrezygnował z jakichkolwiek nastawnych bezpieczników, zastępując je wyłącznie wewnętrznymi. W glocku i innych w podobny sposób skonstruowanych pistoletach można wprowadzić nabój do komory, a potem rzucać pistolet na ziemię, jeździć po nim samochodem i strzał nie padnie. Brak wystających dźwigni powoduje, że np. podczas wyciągania z ukrytej pod ubraniem kabury trudno o coś zaczepić.

"Noszę swojego glocka w kaburze wewnętrznej wkładanej za spodnie, aby na zewnątrz nie było wiele widać. Nie mam żadnych problemów. Jest trwały, wytarł się tylko trochę celownik i chyba powinienem go wymienić" - mówi DZIENNIK warszawski policjant pracujący operacyjnie, po cywilnemu.