Dopiero 20 lipca zapadnie decyzja, czy i kiedy do Rosji wybiorą się polscy prokuratorzy. Mówił o tym w rozmowie z "Rzeczpospolitą" Jerzy Artymiuk z Naczelnej Prokuratury Wojskowej.
Ale to nie jedyny problem. Polscy prokuratorzy wciąż nie znają odpowiedzi na wiele pytań dotyczących stanu sprzętu działającego na lotnisku Siewiernyj w dniu katastrofy. Chodzi przede wszystkim o radar i radiolatarnie. Nie wiadomo m.in., dlaczego, kiedy tupolew znajdował się jeszcze w odległości dwóch kilometrów od lotniska i był na prawidłowej wysokości, pokazujący go wskaźnik na radarze migał. Nie ma także pewności, czy w wieży kontroli lotów był aparat, który fotografował wskazania radaru.
Kolejne pytania dotyczą postępowania samego kontrolera lotów. Przełomowe wydają się tu zeznania pilota jaka-40, który lądował przed tupolewem, por. Artura Wosztyla i sensacyjny wywiad, którego udzielił portalowi Tvn24.pl technik maszyny Remigiusz Muś.Obaj twierdzą, że kontroler sprowadzał samoloty na wysokość 50 metrów. Jeśli to prawda, to było to pogwałcenie zasad bezpieczeństwa. Co innego jednak wynika ze stenogramów rozmów wieży z tupolewem. Pytanie, kto się myli.
Kilka dni temu rosyjski wicepremier Siergiej Iwanow oświadczył, że wszystkie materiały dotyczące katastrofy zostały już przekazane Polakom. Zdaniem rozmówców „Rzeczpospolitej” zostały już wysłane, ale jeszcze nie dotarły.