– Myślałem o tym całą noc. Łamałem się, ale przecież człowiekowi, parafianinowi, trzeba pomóc. Taka tragedia może spotkać każdego – przyznaje proboszcz, który tę funkcję pełni zaledwie 9 dni. Przeszłość Czesława Kiszczaka miała tu ogromne znaczenie. – Ja pochodzę z Bartoszyc. Tam często przyjeżdżał ksiądz Jerzy Popiełuszko i mówił: zło dobrem zwyciężaj. Dlatego zdecydowałem, że trzeba pomóc – mówi.
Kapłan nie policzył, ile pieniędzy parafianie dali na tacę, choć wydawało mu się, że więcej niż przed tygodniem. Zaraz po mszy zebraną kwotę wsypał do worka, a jego lektorki zaniosły do sołtysa, by ten oddał generałowi. Ksiądz nie chciał przekazywać pieniędzy osobiście, by "żadna ze stron nie poczuła się niezręcznie".
Pytani przez "DGP" parafianie twierdzą jednak, że ofiary składali głównie turyści. Miejscowi nie byli już tak skorzy do pomocy b. szefowi MSW. – Gdy ksiądz ogłosił, na co idzie zbiórka z tacy, słyszałam słowa: no, dzieci dziś idziecie na lody, bo na tacę nie dajemy – opowiada parafianka.
Sam Kiszczak jest zaskoczony. – Księdza nie znam, do kościoła nie chodzę – mówi krótko. Ale ks. Kuleszo ma nadzieję, że teraz generała na mszy zobaczy. A jakby chciał się spowiadać, to jest gotów wysłuchać jego grzechów.