"Domagajmy się rozliczenia tych wszystkich, którzy odmawiając prezydentowi prawa do uczczenia poległych w Katyniu, doprowadzili do tego, że nie zapewniono mu należytych środków bezpieczeństwa. Niech winni tej tragedii staną przed sądem, kimkolwiek są i jakiekolwiek funkcje sprawują. A wszyscy, którzy ich osłaniają, niech odejdą z życia publicznego" - brzmiał odczytany po mszy apel, kilkakrotnie przerywano oklaskami.

Reklama

"Naszym obowiązkiem wobec poległego prezydenta i wobec przyszłych pokoleń pozostaje wyjaśnienie wszystkich przyczyn tragedii 10 kwietnia. Musimy domagać się znalezienia odpowiedzialnych za naruszenie życia głowy państwa polskiego i towarzyszących mu osób. Brońmy honoru i czci poległego prezydenta, żądajmy rozliczenia tych, którzy szkalowali i szkalują jego dobre imię" - wezwano też w apelu, który oddał hołd wszystkim ofiarom katastrofy.

Wygłaszający homilię o. Bruno Maria Neumann z zakonu bonifratrów nawiązał do krzyża postawionego pod pałacem prezydenckim. "Narobiło się wokół tego znaku dużo zamętu i wrzawy, a ten znak nadał chyba najgłębszy sens tragedii smoleńskiej. Krzyż smoleński, który upamiętnia jedną z największych tragedii we współczesnej historii Polski, zaczyna przeszkadzać" - powiedział. Uznał, że krzyż ustawiony w dniach żałoby przez harcerzy "to nie sprawa Kościoła, jak słusznie zauważył arcybiskup warszawski Kazimierz Nycz".

"Ci, którzy przyszli bronić krzyża, ludzie mający głęboką świadomość naszej historii, która jest częścią historii zbawienia, to nie oszołomy. Próbę usunięcia symbolicznego znaku tej tragedii oglądali w mediach nie tylko Polacy, patrzył na to cały świat. Przerażające i żenujące sceny transmitowały stacje telewizyjne, gdy służby porządkowe użyły siły wobec protestujących ludzi, obrońców krzyża" - kazał.



"Niestety, jest to znak, że w wyborach nie wygrała demokracja, wydarzenia przed pałacem prezydenckim pokazały, że również paru naszych kapłanów zostało wciągniętych w tę sytuację" - mówił duchowny. "Krzyża trzeba bronić jako znaku męki zbawiciela i znaku naszego zbawienia" - powiedział. "Oczekujemy odpowiedzi dotyczących tragedii smoleńskiej i to również należy do obowiązków rządu" - dodał.

Po mszy i odczytaniu apelu kilkuset uczestników nabożeństwa - wielu z pochodniami - przeszło pod krzyż ustawiony przed Pałacem Prezydenckim. Na czele niesiono biało-czerwony transparent z napisem "Grupy oporu solidarni". Na miejscu pod pałacem rozlegały się śpiewy, głośne modlitwy i okrzyki "chcemy prawdy!".

Reklama

Naprzeciw pałacu, oddzieleni od krzyża jezdnią, barierkami i szpalerami służb porządkowych, byli także zwolennicy usunięcia stamtąd krzyża. Gdy uczestnicy kościelnego pochodu intonowali "Rotę", drudzy odpowiadali przyśpiewkami "Szła dzieweczka do laseczka i "Sto lat" oraz piosenką "Deszcze niespokojne" z serialu "Czterej pancerni i pies". Mazurka Dąbrowskiego odśpiewanego przez grupę pod krzyżem nagrodzili oklaskami. Gdy zaintonowała ona "Barkę", nad głowami zgromadzonych po przeciwnej stronie ulicy pojawiły się płomyki zapalniczek.

Między przedstawicielami obydwu grup dochodziło do słownych utarczek, ale już po planowanym na godz. 22.00 zakończeniu manifestacji warszawska policja nie miała informacji o jakichkolwiek poważniejszych incydentach.