Szefowa sanepidu w Cieszynie Teresa Wałga powiedziała, że żadnemu z zarażonych nie zagraża niebezpieczeństwo.
"Wyjaśniamy sprawę. Sprawdziliśmy blok żywieniowy: wszystko było w porządku. Być może któryś z kuracjuszy zetknął się z wirusem poza sanatorium, na przykład w sklepie, czy kawiarni. Norowirusem łatwo się zarazić poprzez kontakt z chorym. Objawy trwają dobę lub dwie, rzadziej nieco dłużej, ale zarazić się można jeszcze dwa tygodnie po ustaniu objawów" - powiedziała Teresa Wałga.
Pierwsze zachorowanie wystąpiło 13 grudnia, a następne dzień później. "Wystąpiły na różnych oddziałach, więc początkowo nie łączyliśmy tego w jedno ognisko. Później nastąpiły jednak kolejne zachorowania. Wczoraj odnotowaliśmy ich około 30, a dziś 10. Można powiedzieć, że ognisko powoli wygasa" - powiedziała w piątek Wałga.
Zdecydowana większość chorych to kuracjusze. Zaraziła się też jedna osoba z personelu. "Generalnie personel radzi sobie prawidłowo. Sami podjęli działania. Stosują odzież ochronną. Wstrzymano odwiedziny. Sytuacja jest pod kontrolą" - powiedziała dyrektor Wałga.
Szefowa cieszyńskiego sanepidu dodała, że większość pacjentów po świętach wróci do domów. Wówczas kończą się ich turnusy. Po wyjeździe kuracjuszy oddziały, w których przebywali zarażeni zostaną wydezynfekowane. Dopiero później będą przyjęci kolejni pacjenci.