"Niech trochę popatrzą na swe błędy, a nie uprawiają propagandę" - powiedział PAP Klich.

W czwartek przed południem o przyczynach katastrofy smoleńskiej - podczas zorganizowanej przez agencję RIA Nowosti w Moskwie i transmitowanej w Warszawie wideokonferencji - mówili trzej rosyjscy eksperci z dziedziny lotnictwa. Ich zdaniem przyczyny leżą po stronie polskiej: załoga polskiego tupolewa nie była odpowiednio przygotowana do lądowania, lot z 10 kwietnia był źle zaplanowany, szwankował także system organizacji pracy lotniczej w 36. Specjalnym Pułku Lotnictwa Transportowego. Ponadto - według nich - Tu-154M nie powinien lecieć do Smoleńska bez tzw. lidera. Według rosyjskich ekspertów kontrolerzy obecni na wieży nie mieli prawa zamknąć lotniska w Smoleńsku.

Reklama

"Konferencja rosyjskich ekspertów niewiele wniosła, to raczej propagandowa zagrywka. (...) W Polsce przechodzi się do normalności w sprawie badania przyczyn katastrofy, czekamy na raport polskiej komisji, który ma wykazać także rosyjskie błędy" - powiedział Klich. Jak dodał, dlatego "być może Rosjanie się niepokoją, że jest normalna sytuacja i chcą światu pokazać, że my wszystko zawaliliśmy".

Klich zaznaczył, że według jego oceny, organizując wideokonferencję "chciano sprowadzić dyskusję o katastrofie do tego, aby wszyscy zaczęli się bić na pięści". "W Rosji nie dzieje się nic przypadkowo, to nie jest tak, że grupa ekspertów sobie coś poopowiada" - zaznaczył.

"Dziwię się, że eksperci rosyjscy nie wypowiadają się w obecności polskich specjalistów, a jako partnerów dyskusji dobierają sobie wyłącznie dziennikarzy" - zaznaczył Klich.



Klich przyznał, że w sprawie przyczyn katastrofy smoleńskiej większość błędów spoczywa po polskiej stronie i o tym opinia publiczna wie już od dawna. "Nikt nie przeczy, że po naszej stronie było bardzo dużo błędów, zaniechań, niedociągnięć w szkoleniu, tylko po co nam wmawiać dziesięć razy coś, o czym już wiemy" - dodał.

Reklama

Były polski akredytowany przy Międzypaństwowym Komitecie Lotniczym (MAK) ocenił, że część zarzutów, które padały podczas wideokonferencji, było kuriozalnych. "Rosjanie w ogóle nie odnieśli się do działań kontrolerów, (...) na smoleńskim lotnisku byli zresztą kontrolerzy wojskowi i cywilom nic do tego, żeby oceniać ich prace" - powiedział. Zaznaczył, że wbrew twierdzeniom rosyjskich ekspertów o niemożliwości zamknięcia lotniska smoleńskiego 10 kwietnia kierownik strefy lądowania zeznawał już wcześniej, że istnieje procedura zamykania lotniska w przypadku złych warunków atmosferycznych.

Dodał, że brak lidera, czyli miejscowego nawigatora naprowadzania, na pokładzie polskiego samolotu, był błędem rosyjskim. "To Rosjanie nie powinni przyjąć naszego samolotu bez lidera, bo takie mają wewnętrzne przepisy" - zaznaczył.

Wskazał także, iż polskich badaczy nie dopuszczono do oblotu mającego pokazać funkcjonowanie przyrządów na smoleńskim lotnisku, a strona rosyjska naruszyła załącznik 13 do Konwencji Chicagowskiej, który sama przyjęła jako prawną podstawę badań. "Dobrze, że nasza komisja bardzo szybko zareagowała jeszcze w czwartek i odpowiedziała na wiele z tych zarzutów zaprezentowanych na wideokonferencji" - ocenił.

Były polski akredytowany przy MAK dodał także, że nie wie czy trzej zabierający głos na wideokonferencji rosyjscy eksperci współpracowali z Międzypaństwowym Komitetem Lotniczym i jak wyglądała ta ewentualna współpraca.

Polska komisja wskazywała w czwartek, że rosyjscy eksperci zabierający głos na wideokonferencji nie zapoznali się z całością materiałów, na przykład z uwagami strony polskiej do raportu MAK. Klich przyznał jednak, że polskie uwagi do raportu MAK przekazane stronie rosyjskiej powinny być sformułowane wyłącznie w języku rosyjskim i ponadto angielskim. Wtedy do opublikowanego na stronach internetowych raportu MAK zostałaby dołączona rosyjsko- bądź angielskojęzyczna wersja tych uwag, z którą mogłaby się łatwiej zapoznać światowa opinia.