Obecnie wykonywane są czynności procesowe polegające na oględzinach materiałów archiwalnych i trwają przesłuchania świadków - wyjaśnia naczelnik Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Warszawie Piotr Dąbrowski. Dochodzenie prowadzone jest "w sprawie", a nie "przeciw" konkretnym osobom.

Reklama

Śledztwo dotyczy przekroczenia uprawnień służbowych przez osoby pełniące kierownicze funkcje w warszawskich strukturach Ochotniczej Rezerwy Milicji Obywatelskiej polegającego na utworzeniu i kierowaniu w okresie od 1982 do 1989 r. zorganizowanym związkiem, mającym na celu popełnianie przestępstw na szkodę uczestników manifestacji patriotycznych. Pion śledczy nie ujawnia również nazwisk osób, które zakładały i kierowały grupą oraz jej członków. "Ujawnienie jakichkolwiek danych personalnych nie jest możliwe z uwagi na prawnie chronioną tajemnicę śledztwa" - podkreśla Dąbrowski z IPN.

W skład specjalnej grupy ORMO wchodzili młodzi, sprawnie fizycznie ochotnicy. Byli wyposażeni w pałki, granaty i miotacze gazu, mieli kajdanki. Sprzęt do akcji zdobywali w sposób nieformalny. "Załatwiali" go od funkcjonariuszy ZOMO. Tak wyposażeni szli na manifestacje i msze za ojczyznę. Najczęściej działali na Starówce i okolicach kościoła św. Stanisława Kostki na Żoliborzu.

Ubrani po cywilnemu mieszali się z tłumem. Mieli wyłapywać liderów demonstracji, osoby niosące transparenty, wznoszące okrzyki, rozrzucające ulotki oraz fotoreporterów i dostarczać umundurowanym milicjantom. Często byli bardzo brutalni wobec swych ofiar. Szarpali zatrzymanych, bili ich i kopali po całym ciele.

Młodzi ormowcy mieli także inne zadanie. Chodziło o prowokacje. Wznosili w tłumie okrzyki antyreżimowe, podżegali do wandalizmu i wzniecania zamieszek.

Ochotnicza Rezerwa Milicji Obywatelskiej została utworzona w lutym 1946 r. "Był to efekt działań PPR, w tym samego Władysława Gomułki" - mówi zajmujący się historią ORMO Paweł Piotrowski z wrocławskiego Biura Edukacji Publicznej IPN. ORMO było wówczas jednostką paramilitarną. Jej członkowie, w większości członkowie partii, mieli na wyposażeniu broń, w tym także długą. Wspierali milicję i wojsko w walce z podziemiem niepodległościowym oraz powojennym bandytyzmem.

W czasie, gdy władza ludowa się ustabilizowała nastąpiło rozbrojenie ochotniczej rezerwy. Jej członkowie zostali skierowani do działań prewencyjnych i porządkowych. Zabezpieczali wiece, imprezy sportowe czy kulturalne. Pilnowali porządku w obejściach. Nie mogli wystawiać mandatów, ale za to ochoczo kierowali wnioski do kolegiów o ukaranie np. za nieodśnieżony chodnik. Stworzono także oddziały ruchu drogowego.

Reklama

Do bezpośredniej walki zostali ponownie użyci w 1968 r. Wyposażeni w pałki brutalnie tłumili protesty studenckie. W grudniu 1970 r. podczas protestów na Wybrzeżu władze nie wysłały ich do bezpośredniej walki ze strajkującymi robotnikami. Pełnili jedynie służbę porządkową na zapleczu działań milicji i wojska. W latach 70. organizacja się rozrosła i liczyła niemal pół miliona osób. Jednak - jak wyjaśnia Piotrowski - ludzie wstępowali do niej z powodów koniunkturalnych. Chodziło np. o łatwiejszy awans, lub poprawę swojej sytuacji w zakładzie pracy. "Były naciski, by zapisać się, wiec niektórzy machali ręka i wstępowali do ORMO" - mówi Piotrowski.

W stanie wojennym, w strukturach ORMO utworzono specjalne odziały, których zadanie polegało na ochronie urzędów partyjnych przed ewentualnymi atakami ze strony opozycji. Odziały samoobrony partyjnej tworzono przede wszystkim z byłych funkcjonariuszy milicji bezpieki. Część z nich dostała broń krótką. Szeregowi ormowcy - do których władze nie miały zaufania - jedynie uzupełniali milicyjne i wojskowe patrole. W grudniu 1981 r. w Katowicach zgrupowano ok. 450 ormowców. Dostali pałki, tarcze, hełmy z przyłbicami. Nie skierowano ich do pacyfikacji kopalni Wujek. Trzymano w odwodach na zapleczu działań.

ORMO rozwiązał Sejm w 1989 r.