Detektyw swoje wnioski wyciągnął na podstawie doświadczenia, które przeprowadził w jego biurze. Badanie polegało na obciążeniu kocyka lalką o ciężarze i wymiarach takich samych jakie miała mała Madzia i jak twierdzi Rutkowski, jednoznacznie wykazało, że dziewczynka nie mogła wysunąć się z kocyka. Nie było takiej możliwości. Mieliśmy lalkę o takim samym obciążeniu w tym samym kocu. Nie było takiej możliwości - powtarzał właściciel biura detektywistycznego.
Jeśli prokuratura przyjęłaby tę wersję wydarzeń, oznaczałoby to, że należy zweryfikować zeznania matki Madzi. Katarzyna W. twierdzi bowiem, że córka wysunęła jej się ze śliskiego kocyka i uderzyła o ziemię. Tak jej zdaniem miała umrzeć Madzia.
Co ciekawe, wcześniej sam Krzysztof Rutkowski przekonywał, że to możliwe. Pokazywał nawet na konferencji kocyk i twierdził, że jest on tak śliski, że wersja Katarzyny W. jest prawdopodobna.
Właściciel biura detektywistycznego wspomniał również przed prokuraturą o osobach, które jego zdaniem wiedzą, jak zginęła półroczna Magda z Sosnowca. Stwierdził, że ujawnią one fakty, kiedy nastąpi przełom w śledztwie.
Nie chciał jednak powiedzieć, o czym rozmawiał w prokuraturze. Zdradził tylko, że informacje, z jakimi przyszedł, były "przełomowe", "kluczowe"i "nie bez znaczenia" dla śledztwa dotyczącego śmierci małej Madzi.
Rzeczniczka Prokuratura Okręgowej w Katowicach również nie chciała zdradzać szczegółów z zeznań. Przesłuchanie nastąpiło z inicjatywy prokuratury - powiedziała tylko Marta Zawada-Dybek.