Historię czteroletniego Marka (imię zmienione przez redakcję) opisał serwis trójmiasto.pl, do którego zgłosili się rodzice chłopca. Chcąc pomóc dziecku, wystąpili o przydzielenie terapeutki z Poradni dla Osób z Autyzmem w Gdańsku. Kobieta miała przychodzić przez dwa tygodnie na cztery godziny dziennie, by pracować z Markiem.

Reklama

O ile wcześniejsze sesje w Stowarzyszeniu Pomocy Osobom Autystycznym przyniosły dobre rezultaty, o tyle już po pierwszych spotkaniach z nową terapeutyką rodzice czuli się zaniepokojeni. - Z drugiego pokoju słyszeliśmy płacz, który był dla niego nienaturalny. Syn był wyraźnie wystraszony. Po zajęciach często płakał, wpadał w złość, bił się po twarzy, budził się w nocy z płaczem. Przestał ufać ludziom, nawet drugiej terapeutce, choć przez trzy miesiące widać było widoczną poprawę w jego zachowaniu. Zrozumieliśmy, że musimy zareagować - mówił ojciec chłopca, z którym rozmawiała redakcja trójmiasto.pl.

Jako że terapeutka nie pozwalała rodzicom wchodzić do pokoju, w którym odbywała się "terapia", zainstalowali tam kamerę. To, co zobaczyli na nagraniu, przeraziło ich. - Na filmie widać, jak opiekunka szturcha syna, mocno chwyta go za ręce, szyję, uderza go książeczką w głowę, zmuszając do współpracy. Na nagraniu widać wyraźnie, że nasz syn jest zastraszany, po czym dochodzi do znęcania się nad nim - relacjonuje ojciec Marka.

Rodzice pokazali nagranie w Poradni, spotkali się również z terapeutką. Ta jednak nie wykazała skruchy, a swoje zachowanie tłumaczyła zmęczeniem. Kobieta straciła pracę, ale nie została zwolniona dyscyplinarnie, tylko rozstała się z Poradnią za porozumieniem stron.

Być może miała tu wpływ dobra opinia, jaką się cieszyła wśród rodziców, którzy polecali jej zajęcia znajomym. Mówi o tym Elżbieta Mazur, kierowniczka Poradni. - Jesteśmy poważną placówką, stawiam przed swoimi pracownikami wysokie wymagania, systematycznie szkolimy się. Także dlatego jestem nadal w szoku z powodu tego, co zobaczyłam na filmie, podobnie jak moi pracownicy. Niczego nie ukrywałam. Wszyscy wiedzą, dlaczego rozstaliśmy się - powiedziała w rozmowie z trójmiasto.pl.

Jednak rodzice Marka twierdzą, że mieli sygnały o podobnych sytuacjach dotyczących innych dzieci - kobieta pracowała w Poradni od 16 lat. - Kończyło się na wyjaśnieniach i obwinianiu dzieci - mówi ojciec chłopca. Sprawą zajmuje się prokuratura, a rodzice podkreślają, że mają nadzieję, iż uda im się powstrzymać kobietę od znęcania się nad dziećmi. Terapeutka wciąż prowadzi prywatną praktykę.