Po tym jak prokurator odczytał akt oskarżenia, 37-letni Marek G. oświadczył, że nie przyznaje się do winy i rozpoczął składanie wyjaśnień. Jak mówił przed sądem, jego małżeństwo z Anną przeżywało poważny kryzys, oboje mówili czasem o rozwodzie. Zaczęliśmy się od siebie oddalać. Mieszkaliśmy razem, ale żyliśmy osobno - powiedział G. W 2011 r. policjant nawiązał bliższą relację z koleżanką z pracy. Według prokuratury, to właśnie ją oskarżony próbował później namówić do składania fałszywych zeznań. G. stanowczo temu zaprzecza.

Reklama

Według ustaleń śledztwa, do zbrodni doszło 7 lipca 2012 r. w Czeladzi. Sam G. w swoich wyjaśnieniach opowiadał, że tego dnia doszło do kilku spięć z żoną – kłócić się mieli o nadanie przesyłki i podlanie kwiatków na tarasie. Żona mówiła, że wszystko musi robić sama, że ciągle o wszystko musi się prosić, że nic nie robię z własnej inicjatywy i że sama musi dbać o dom - powiedział G. Pytała, czy mam ochotę ratować to małżeństwo, cokolwiek w nim naprawić. Kiedy nie potwierdziłem, powiedziała, że ma wszystkiego dość i odchodzi - dodał oskarżony.

Według jego relacji, żona po chwili się spakowała, rzuciła w niego obrączką i pierścionkiem, zabrała małżeńskie zdjęcie i wyszła z domu, zapowiadając, że za jakiś czas wróci po ich 2,5-roczną córeczkę. Oskarżony utrzymuje, że jeździł samochodem po okolicy, próbując odnaleźć małżonkę i dzwonił do niej, ale włączała się poczta głosowa. Po pewnym czasie zgłosił zaginięcie.