"Urzędnicy Kancelarii Prezydenta RP posiadali informacje o stanie lotniska w Smoleńsku i dlatego za niewiarygodnie należy uznać wypowiedzi Jacka Sasina, zastępcy szefa KPRP który twierdził, że nie pamięta, by Kancelaria miała sygnały, że lotnisko w Smoleńsku może być zamknięte i dopiero po katastrofie dowiedziała się, że jest nieczynne" - wynika z uzasadnieniu wyroku skazującego byłego wiceszefa BOR, Pawła Bielawnego na 1,5 roku więzienia w zawieszeniu za niedopełnienie procedur podczas przygotowania feralnego lotu - pisze "Gazeta Wyborcza".
Sąd uważa, że o stanie lotniska w Smoleńsku wiedzieli nie tylko urzędnicy niższego szczebla, ale także wicedyrektor gabinetu szefa Kancelarii, Katarzyna Doraczyńska. Sąd przypomina, że kobieta, która zginęła w Smoleńsku, w marcu brała udział w delegacji kancelarii premiera i prezydenta razem z członkami Rady Ochrony Pamięci Walki i Męczeństwa, która sprawdzała stan rosyjskiego lotniska.
Urzędnicy zeznali potem przed sądem, że wiedzieli, że "utrzymanie 10 kwietnia gotowości lotniska będzie trudne". Dodali też - pisze "Gazeta Wyborcza", że początkowo rozważano inne lotnisko, jednak ze względu na zbyt dużą odległość z Witebska, z tego pomysłu zrezygnowano. Sędzia w uzasadnieniu przytacza także zeznania, w których pracownicy kancelarii przyznali, że prywatne firmy - ze względu na stan lotniska - odmówiły czarteru samolotów.
"W świetle treści instrukcji HEAD lądowania na lotnisku Siewiernyj obu samolotów z Prezesem Rady Ministrów i Prezydentem RP i Jego Małżonką nie powinny się odbyć, a świadomość tego powinni mieć przedstawiciele wszystkich podmiotów organizujących wizyty" - podsumowuje sąd w uzasadnieniu.