Monika Żelazik już w rozmowie z money.pl zapowiadała, że z LOT-em spotka się w sądzie. Dodawała, że spółki skarbu państwa mają wieloletnią tradycję zwalniania związkowców.

Reklama

Potwierdzała tym samym, że w spółce już nie pracuje, a od firmy będzie się domagała przywrócenia do pracy lub przynajmniej należnych jej odpraw. Mówiła również, że o zwolnieniu dowiedziała się od przedstawicieli działu kadr.

Żadne pismo z wypowiedzeniem nie zostało mi wręczone – potwierdza Żelazik w rozmowie ze strajk.eu. – Podczas rozmowy z koordynacją lotów dowiedziałam się, że zostałam zdjęta z grafiku. Poinformowano mnie ustnie, przez telefon, że od 28 maja nie jestem już pracownikiem spółki – wyjaśnia związkowczyni.

- Sprawa trafi do sądu. LOT odpowie za nieskuteczne wypowiedzenie umowy. W takiej sytuacji mogę liczyć na odszkodowanie za czas, w którym pozostawałam bez wynagrodzenia – dodaje przewodnicząca.

Żelazik przyznaje również, że jest rozczarowana całą sytuacją jako obywatelka. – Nie chcę, aby moje dzieci żyły w takiej Polsce – oznajmia w rozmowie ze strajk.eu. – Kraj, w którym nie ma miejsca na wolne związki zawodowe, nie jest wolnym krajem. Trzeba to zaznaczyć – to się dzieje za zgodą i aprobatą PiS. Ten sam rząd, który mówi o opodatkowaniu kapitału zagranicznego, pozwala, aby patologia śmieciówek była obecna w spółkach skarbu państwa. To jest okradanie budżetu i obywateli. Gdyby te środki nie zostały utracone poprzez pobór niższych składek i podatków, co ma miejsce w przypadku umów śmieciowych, można by je przeznaczyć chociażby na pomoc rodzicom osób niepełnosprawnych. Jeśli więc wymagamy zachowania pewnych standardów od zagranicznych inwestorów, wymagajmy tego również od spółek, którymi zarządza państwo – zauważa była liderka strajku

Polityka społeczna Prawa i Sprawiedliwości w zasadzie nie istnieje. Co z tego, że dali nam 500 plus, skoro jednocześnie odmawia się prawa do działalności związkowej? – pyta Żelazik. – Jestem rozczarowana rządami PiS, nie tylko zresztą ja. W LOT większość pracowników głosowała w 2015 roku na Prawo i Sprawiedliwość. W kolejnych wyborach, po tym co się tutaj stało, nikt już na PiS nie zagłosuje. Ci politycy stracili w oczach ludzi wszystko – zaznacza.

Żelazik podkreśla także, że przez cały czas swojego 25-letniej pracy w Polskich Liniach Lotniczych była dumna zarówno z firmy, jak i pracy swojej oraz pozostałych członków personelu. – Teraz mogę powiedzieć, że jestem jedynie dumna z pracowników. Z tego, jak działa spółka pod obecnym zarządem, dumna być nie mogę – mówi. – LOT nie ma już żadnego majątku własnego, wszystko zostało wyprzedane, jedynym kapitałem są ludzie, świetni, znakomicie wykwalifikowani pracownicy – podsumowuje.

Reklama

Monika Żelazik jest szefową Związku Zawodowego Personelu Pokładowego i Lotniczego. Była też jedną z inicjatorek i prowadzących referendum strajkowe w spółce. Do czasu zwolnienia pracowała jako stewardesa obsługująca połączenia LOT. Latała także podczas strajku. W sobotę wysłała do załogi wiadomość: "Dziękuję za wszystko. Trzymajmy się razem, żadnych podziałów i kłótni. Jesteśmy najlepszą załogą".

Jak informował portal money.pl, tydzień wcześniej do związków zgodnie z obowiązującymi przepisami przyszło zapytanie o zgodę na zwolnienie jej bez wypowiedzenia. Związek zgody jednak nie wyraził.

Oficjalnie LOT chciał skorzystać z art. 52 Kodeksu Pracy, który mówi o ciężkim naruszeniu przez pracownika podstawowych obowiązków pracowniczych. Żelazik miała stworzyć zagrożenie dla bezpieczeństwa pracowników i pasażerów. Miał to być mail, którego wysłała kilka dni przed planowanym strajkiem.

"My zakupiliśmy kilka rac, dwa wozy opancerzone, starą wyrzutnię rakiet, kilka granatów ręcznych i niech każdy weźmie z domu, co po dziadach zostało. Jesteśmy prawdziwą siłą, zresztą zawsze byliśmy, ale duch w nas jakoś podupadł. Trzeba w życiu pozostawić po sobie jakiś ślad, zbudować fragment historii, być z dumnym z tego, kim się jest i żyć tak, aby nikogo nie krzywdzić" - pisała w nim.