W takiej rzeczywistości, kilka miesięcy po czarnej serii pożarów składowisk, żyją mieszkańcy kilkudziesięciu gmin w Polsce. Najdobitniejszym przykładem decyzyjnego impasu, który zagraża środowisku i nie przybliża nikogo do rozbrojenia toksycznej bomby, jest Zgierz w woj. łódzkim. Mija już piąty miesiąc, od kiedy z dymem poszło tam kilkadziesiąt ton nielegalnie zwiezionych
z Zachodu odpadów.
Mimo pracy prokuratury nie ustalono sprawcy pożaru, a przez to nie sposób ruszyć z procedurami, które ściągnęłyby finansowy i organizacyjny ciężar utylizacji z barków samorządów.
Na tym tle rozgrywa się regulacyjna przepychanka między miastem a starostwem, w którą zaangażowani są również wojewódzki inspektor ochrony środowiska i wojewoda.
Niestety, na horyzoncie nie widać szans na szybką poprawę sytuacji. Koszty utylizacji odpadów po pożarach są wysokie. To tłumaczy, dlaczego nikt nie chce za to płacić z własnej kieszeni.