Zaplanowane na wtorkowy poranek rozpoczęcie drugiej rozprawy w tym toczącym się w Wodzisławiu Śląskim procesie zostało przesunięte na 11.30 z powodu braku prądu – awaria dotknęła część miasta, m.in. gmach sądu. Jeżeli do południa dostawy energii nie zostaną przywrócone, sąd prawdopodobnie będzie musiał odroczyć rozprawę do przyszłego poniedziałku.
W procesie odpowiada sześć osób, z których pięć złożyło w poniedziałek wyjaśnienia, nie przyznając się do winy i kwestionując publiczny charakter wydarzenia, podczas którego – według aktu oskarżenia – propagowano nazistowski ustrój państwa, z wykorzystaniem nazistowskich symboli i gestów.
We wtorek wyjaśnienia ma złożyć ostatni z sześciorga oskarżonych Dawid K., którego nie było na poniedziałkowej rozprawie. Później sąd rozpocznie przesłuchanie świadków, wśród których jest operator TVN, współautor wyemitowanego w styczniu ub. roku reportażu "Superwizjera" Piotr Wacowski, a także Adam B. – jedyny uczestnik "obchodów", który przyznał się do winy i dobrowolnie poddał karze; w jego sprawie zapadł już prawomocny wyrok, wymierzający mu m.in. 13 tys. zł grzywny.
Wśród wezwanych na wtorek świadków jest także współautorka reportażu, dziennikarka Anna Sobolewska, która jednak – jak poinformował Wacowski – nie będzie we wtorek zeznawać, ponieważ przebywa za granicą.
Na wtorkową rozprawę w wodzisławskim sądzie przyszedł – w charakterze publiczności – 82-letni Andrzej Prokop z Wodzisławia Śląskiego, którego ojciec przez 5 lat i 8 miesięcy był więźniem m.in. niemieckich obozów koncentracyjnych. Prokop przyniósł ze sobą oryginalny więzienny pasiak swojego ojca z Auschwitz, z numerem 127 846. Przyszedłem, żeby dać świadectwo – powiedział dziennikarzom.
Przyszedłem uświadomić tym panom, którzy robili tutaj uroczystości (…), że byli tutaj tacy, którzy walczyli o Polskę. A ja jestem z rodu, w którym czterech szwagrów było m.in. w Oświęcimiu – mówił Prokop. Urządzone przez oskarżonych "obchody" urodzin Hitlera nazwał skandalem; ich organizatorom radził, by nauczyli się historii.
Mój ojciec powiedziałby, że trzeba nauczyć się historii i zobaczyć to, co się działo – dodał obserwator procesu. Jego zdaniem, dziś za mało mówi się o tamtych czasach, stąd niska, jego zdaniem, świadomość "niemieckiego piekła na terenie Polski".
Śledztwo w sprawie, której dotyczy toczący się w Wodzisławiu Śląskim proces, wszczęto w styczniu 2018 r. po emisji reportażu w telewizji TVN pt. "Polscy neonaziści". Dziennikarze pokazali w nim m.in. obchody 128. rocznicy urodzin Hitlera, które miały miejsce ponad pół roku wcześniej w lesie w Wodzisławiu Śląskim. Na polecenie prokuratury ABW zatrzymało wówczas uczestników tego spotkania i przeszukano ich mieszkania. Znaleziono w ich domach flagi, odznaki, naszywki i publikacje o symbolice nazistowskiej.
Materiał "Superwizjera" TVN pokazywał m.in. rozwieszone na drzewach czerwone flagi ze swastykami i "ołtarzyk" ku czci Adolfa Hitlera z jego czarno-białą podobizną oraz wielką drewnianą swastyką nasączoną podpałką do grilla, która po zmroku została podpalona. Widać było też uczestników spotkania przebranych w mundury Wehrmachtu i SS, wznoszenie toastów "za Adolfa Hitlera i naszą ojczyznę, ukochaną Polskę" i częstowanie tortem w kolorach flagi Trzeciej Rzeszy.
Akt oskarżenia w tej sprawie to rezultat przesłuchania prawie 60 świadków i zebrania kilkunastu opinii biegłych. Jeszcze przed skierowaniem do sądu aktu oskarżenia przeciwko sześciu osobom, gliwicka prokuratura oskarżyła innego z uczestników "urodzin" Adama B., który dobrowolnie poddał się karze. Poza propagowaniem nazizmu odpowiadał także za nielegalne posiadanie broni - pistoletu i kilkunastu sztuk amunicji. Sąd w Wodzisławiu skazał go na ponad 13 tys. zł grzywny i zobowiązał do pokrycia kosztów postępowania.