Decyzją Sądu Rejonowego dla Warszawy-Śródmieścia Frasyniuk musi też wpłacić 7 tys. zł na rzecz Funduszu Pomocy Pokrzywdzonym oraz Pomocy Postpenitencjarnej. Poniedziałkowy wyrok jest nieprawomocny.
Frasyniuk był oskarżony w tej sprawie o naruszenie nietykalności policjantów podczas wykonywania czynności służbowych. Chodzi o incydenty podczas kontrmanifestacji wobec marszu smoleńskiego w Warszawie 10 czerwca 2017 r. Oskarżony nie przyznawał się do winy. - Nie kopnąłem policjanta, to absolutnie nieprawdziwy, wymyślony fakt - mówił Frasyniuk, gdy proces ruszał i zaznaczał, że jego zachowanie można określić jako "bierny opór".
- Niech ten wyrok (...) będzie obroną zwykłego funkcjonariusza policji, który na ulicy broni nas wszystkich. Społeczna szkodliwość czynu jest, bo został kopnięty człowiek, który powinien nas bronić - zaznaczył w poniedziałek w uzasadnieniu wyroku sędzia Adam Grzejszczak.
Sędzia wskazał, że Frasyniuk naruszył nietykalność cielesną policjantów. Jak wyjaśnił, chodziło o przepchnięcie ramieniem, popchnięcie rękami i kopnięcie.
Według sądu koronnym dowodem w tej sprawie były nagrania wideo. - W ocenie sądu, nie budzą one żadnych wątpliwości odnośnie tego, co się stało - dodał sędzia. - Widać wyraźnie moment, o którym mówił w zeznaniach funkcjonariusz. Widać wyraźnie, jak oskarżony przepycha ramieniem tego funkcjonariusza - wskazał.
Sąd zaznaczył też, że na nagraniu widać kopnięcia wyprowadzane przez Frasyniuka w kierunku pochylających się funkcjonariuszy. Sędzia zaznaczył jednak, że momentu kopnięcia nie widać, ale - jak dodał - zeznania świadka wystarczająco uzupełniają materiał dowodowy.
Sąd częściowo uwzględnił argumenty obrony dotyczące niskiej szkodliwości czynu popełnionego przez Frasyniuka. Dlatego - jak dodał - zastosowane zostało warunkowe umorzenie postępowania.
Instytucja warunkowego umorzenia polega na tym, że postępowanie takie umarza się, jeśli sąd uzna, że ktoś jest sprawcą czynu, ale ocenia jednocześnie, iż społeczna szkodliwość czynu jest niewielka. Jest też nakładany na nią okres próby. Po tym okresie sprawę uważa się za niebyłą. - Władysław Frasyniuk pozostaje osobą niekaraną - podkreślił w rozmowie z PAP obrońca Frasyniuka mec. Piotr Schramm.
Obrońca nie wykluczył złożenia apelacji. - Mimo braku skazania i wymierzenia kary oraz utrzymania statusu osoby niekaranej będziemy finalnie rozważać apelację; tym bardziej, że sąd dziś niespodziewanie oddalił wszystkie wnioski dowodowe obrony i wydał wyrok - zaznaczył mec. Schramm.
Akt oskarżenia w tej sprawie dotyczący naruszenia nietykalności dwóch funkcjonariuszy trafił do sądu w czerwcu ub.r., a proces ruszył w listopadzie. Podczas pierwszej rozprawy zeznawało dwóch policjantów, którzy złożyli zawiadomienie o naruszeniu ich nietykalności. Mówili wtedy, że Frasyniuk nie reagował na polecenia i naruszył ich nietykalność. Zapewnili przed sądem, że nikt im nie nakazywał zainicjowania sprawy, nikt też nie sugerował treści zeznań.
Jeden z poszkodowanych policjantów (funkcjonariusz z woj. pomorskiego) zeznał też m.in., że krótko po incydentach w związku ze sprawą miał kontakt telefoniczny z zastępcą komendanta wojewódzkiego policji ze swego województwa. Zaznaczał, że wcześniej nie miał kontaktów z zastępcą komendanta wojewódzkiego. Dodawał wówczas, że zawiadomienie w sprawie złożył w dniu wolnym od pracy, gdy do jego domu przyjechał wieczorem funkcjonariusz, aby takie zawiadomienie odebrać.
W styczniu br. świadek ten zmodyfikował wcześniejsze zeznania i zaznaczył, iż o sprawie nie rozmawiał z jednym z zastępców komendanta wojewódzkiego policji, tylko prawdopodobnie z osobą wyznaczoną przez tego zastępcę. Zeznający w tej sprawie w maju komendant pomorskiej policji zapewnił, że ani on ani jego zastępca nie kontaktowali się z policjantem, który złożył zawiadomienie o naruszeniu nietykalności.
W początkach tego roku - w związku z wydarzeniami dotyczącymi tej samej kontrmanifestacji smoleńskiej - Sąd Okręgowy w Warszawie prawomocnie uniewinnił Frasyniuka od zarzutu wprowadzenia w błąd policjanta "co do tożsamości własnej osoby". Frasyniuk legitymowany przez policjanta przedstawił się bowiem jako "Jan Józef Grzyb".