"Błagam, nie straszcie ludzi, że szpitale przestaną działać i pacjenci zaczną umierać" - apelował do mediów w przerwie między negocjacjami minister zdrowia Zbigniew Religa, który we wtorek przyjechał do Radomia na rozmowy ostatniej szansy. "W razie niebezpieczeństwa państwo jest stanie zagwarantować tym ludziom pomoc na poziomie szpitalnym. I tyle" - mówił.

Wypowiedzenia w mieście złożyli specjaliści z różnych dziedzin, m.in. anestezjolodzy, onkolodzy, chirurdzy, kardiolodzy, pulmonolodzy, neurochirurdzy, ortopedzi, neurolodzy i ginekolodzy.

Religa zaznaczył, że przyjechał tu nie po to, żeby negocjować z lekarzami wysokość ich płac, ale właśnie po to, żeby ludzi uspokajać. Na konferencji lekarze poinformowali: codziennie rano oceniamy sytuację, których pacjentów trzeba wywieźć do szpitali w innych miastach, a którym możemy zapewnić opiekę medyczną.

Wczoraj na biurko wszystkich ordynatorów Radomskiego Szpitala Specjalistycznego wylądowało pismo zalecające ograniczenie przyjęć pacjentów. "To oznacza, że mamy przyjmować tylko te osoby, których zdrowie i życie jest bezpośrednio zagrożone" - tłumaczy Piotr Archemczuk, ordynator oddziału kardiologii w Radomskim Szpitalu Specjalistycznym.

Ale chorzy wcale spokojni nie byli. Choć solidaryzowali się z lekarzami, nie kryli obaw. "Pacjenci popierają protest lekarzy, ale boją się, co się z nimi stanie" - mówił Stanisław Powęski z Nowego Miasta. W czwartek miał wszczepiony rozrusznik serca. Operacja się udała i w sobotę ma być wypisany do domu. "Całe szczęście" - mówi. "Przecież nikt z nas nie chce być przewożony do Warszawy. Ja rozumiem lekarzy, oni powinni godnie zarabiać, tylko w tym wszystkim jesteśmy jeszcze my, pacjenci" - mówił.

Piotr Archemczuk, ordynator oddziału kardiologii w Radomskim Szpitalu Specjalistycznym też nie krył obaw. "Jeśli nic się nie zmieni, to w poniedziałek będę jedynym kardiologiem na moim oddziale, z którego chce odejść 10 lekarzy. W moim odczuciu to oznacza, że szpital powinien przestać istnieć" - mówi Archemczuk.

Rzeczniczka prezydenta miasta Katarzyna Piechota poinformowała wczoraj, że samorząd zaproponował niektórym lekarzom pensje w wysokości 10 tys. brutto. "Większych kwot zaproponować nie możemy" - tłumaczyła.

Negocjacje przerwano do soboty. "Nie widać woli porozumienia" - ubolewał wcześniej rzecznik wojewody mazowieckiego Maksym Gołoś.

W tym czasie trwały głodówki w wielu szpitalach, np. w Warszawie. W innych strajkowano. "Sytuacja w całym kraju jest dynamiczna. Gdzieniegdzie zawierane są porozumienia. Według moich informacji w piątek sytuacja wyglądała następujaco: w 55 szpitalach lekarze złożyli wypowiedzenia, a w 64 trwały strajki" - mówi Krzysztof Bukiel, przewodniczący zarządu krajowego Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy.

Wymówienie złożyli np. lekarze w Ostrołęce, Wyszkowie i Kozienicach. Na Podlasiu, na ok. 30 szpitali i ok. 2600 lekarzy w nich zatrudnionych na pełnych etatach, 1 października do pracy nie przyjdzie - według wiedzy dyrektorów zagrożonych placówek - ok. 200 lekarzy ze szpitali wojewódzkich w Łomży i Suwałkach. W województwie świetokrzyskim wymówienia złożono w szpitalach w Końskich i Skarżysku-Kamiennej.

Na Podkarpaciu obecnie w trzech szpitalach (na 27 szpitali w regionie) - w Mielcu, Dębicy i Lubaczowie - jest ryzyko, że od 1 października wejdą w życie masowe wypowiedzenia.
W niektórych szpitalach wcześniej doszło do porozumień, jak np. w Płocku, w Ostrowcu Świętokrzyskim czy Stalowej Woli.

W szpitalu powiatowym w Gorlicach (Małopolska), gdzie wypowiedzenia złożyło 40 z ok. 100 lekarzy, w piątek wciąż trwały negocjacje. Dyrektor szpitala złożył u wojewody małopolskiego wniosek o czasowe zawieszenie działalności oddziałów: ginekologiczno-położniczego, okulistycznego, chirurgii ogólnej i onkologicznej oraz pododdziału laryngologicznego i pododdziału ortopedii i chirurgii urazowej. Jeśli porozumienia nie będzie, działalność tych oddziałów zostanie zawieszona od poniedziałku.