Prezydencka kolumna właśnie jechała na lotnisko, skąd Lech Kaczyński miał odlecieć do Gdańska. Nagle, na skrzyżowaniu ulic Żwirki i Wigury oraz Banacha, w auto, które jechało za prezydentem, wjechał osobowy opel.
Świadkowie twierdzili, że to kierowca opla wymusił pierwszeństwo przejazdu. Mówili, że rozmawiał przez telefon komórkowy i nie zauważył, że prezydencka kolumna hamuje.
Policja jest jednak innego zdania. Według funkcjonariuszy, to agent BOR ponosi winę za kraksę. Nie precyzują jednak, w jaki sposób zawinił. Ale wygląda na to, że to agent rozmawiał przez telefon. W każdym razie oficer uznał swoją winę i przyjął mandat.
Na szczęście nikomu - ani prezydentowi, ani jego ochroniarzom, ani także kierowcy opla - nic się nie stało. Lech Kaczyński bezpiecznie dojechał na lotnisko i odleciał na wybrzeże, gdzie towarzyszy prezydentowi Azerbejdżanu Ilhamowi Alijewowi w drugim dniu jego wizyty w Polsce.