We wrześniu ubiegłego roku media w Bydgoszczy ujawniły, że ówczesny lider tamtejszego Prawa i Sprawiedliwości oraz wiceszef klubu parlamentarnego przez sześć lat brał z kasy Sejmu comiesięczny dodatek 2 tysięcy złotych na pokrycie kosztów pobytu w Warszawie.
Ale zdaniem prokuratury inkasował pieniądze niesłusznie. Jest bowiem właścicielem mieszkania w stolicy, a w Bydgoszczy - gdzie jest zameldowany na stałe - nie mieszka.
Były poseł twierdził, że warszawskie mieszkanie jest na niego zapisane od 1986 roku wyłącznie formalnie. Faktycznie "dysponuje nim dożywotnio" jego ojciec.
Markowski zapewniał, że ma dwie korzystne dla siebie opinie prawników, z których wynika, że miał prawo do sejmowych pieniędzy. Ale w ubiegłym roku zapowiedział, że jeśli okaże się, że dodatek na mieszkanie w Warszawie pobierał niesłusznie, zwróci pieniądze do kasy Sejmu.
Na razie jednak Markowski dalej nie przyznaje się do winy. Prokuratura zastosowała wobec niego dozór policji i poręczenie majątkowe.
Pierwszą karę były poseł PiS już jednak poniósł. Przed wyborami Jarosław Kaczyński zdecydował o skreśleniu go z listy wyborczej partii do Sejmu. "Ponieważ kampania prasowa przeciwko mnie zaczęła się nasilać, oddałem się do dyspozycji premiera i on zdecydował, że dla dobra PiS w tym momencie nie powinienem kandydować w wyborach" - mówił wtedy Markowski.