Inne

"Kilkakrotnie zgłaszałam policji, że syn groził, że mnie zabije. Ale odesłali mnie z kwitkiem" - relacjonuje opowieść matki zwyrodnialca tvn24.pl. Kobieta prosiła też prokuratorów o interwencję.

"Umorzyli śledztwo, bo powiedzieli, że ja nie chcę, żeby mój syn poszedł do więzienia, tylko chciałabym, żeby zabrali go do szpitala psychiatrycznego" - opowiada kobieta.

Chory psychicznie narkoman

Reklama

Matka Mariusza V. twierdzi, że jej syn był chory psychicznie i narkotyzował się. Tvn24.pl dodaje, że kobieta zaledwie dwa miesiące temu ostatni raz alarmowała dzielnicowego o agresji syna.

Reklama

Matka 29-latka nie wierzy w słowa swego syna, który zaprzecza, że bił chłopca.

Oskarżenia matki psychopaty wobec bezczynności prokuratury wyjaśnia już Prokuratura Krajowa. "Nie wyobrażam sobie, że prokuratorzy, mając sygnały o możliwości popełnienia przestępstwa, tego nie zbadali" - mówi dziennikowi.pl Marek Staszak z Prokuratury Krajowej. I zapewnia, że sprawa zostanie wyjaśniona, czy "nie doszło tu do niedopełnienia obowiązków i czy były odpowiednie reakcje śledczych".

Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się też, że zachowanie policjantów od wczoraj badają już inspektorzy komendanta wojewódzkiego i na razie nie odnaleźli śladów zgłoszeń matki psychopaty.

Reklama

Śledczy sugerują natomiast, że to sąd rodzinny i kurator nie do końca profesjonalnie pilnowali sprawy rodziny 36-letniej Iwony K. i jej konkubenta. Zakatowany Bartuś to bowiem nie jedyne dziecko tej kobiety. Pozostałe są w rodzinach zastępczych.

Ciął chłopczyka szkłem

W linię obrony zwyrodnialca, jakoby to nie on bił dziecko, tylko matka katowała swojego chłopczyka, nie uwierzyli śledczy. Dziś postawili mężczyźnie zarzuty - na razie śmiertelnego pobicia i znęcania się nad dzieckiem. Jednak nie wykluczają, że jednak będzie zarzut morderstwa.

Krwiak mózgu, siniaki na całym ciele, skóra pocięta szkłem - tak pastwił się nad 3,5-letnim chłopczykiem Mariusz V. Bił, kopał i dusił 3,5-letniego bezbronnego malucha. Dziecko umierało długo i okropnych męczarniach.

Według ustaleń dziennikarzy "Faktu", głośny płacz malucha roznosił cię po całej kamienicy, ale nikt nie interweniował.

Zakatowane dziecko przyniosła do szpitala jego matka - 36-letnia Iwona K. Na ratunek było już za późno.

"Dziecko nie dawało oznak życia. Akcja reanimacyjna nie przyniosła rezultatu. Lekarze stwierdzili obrażenia na brzuchu dziecka, wiele siniaków i krwiaka mózgu" - opowiada komisarz Krzysztof Zaporowski z wrocławskiej policji.

Lekarz w szoku, jak zobaczyli zmasakrowane ciałko dziecka

Lekarze, którzy już wiele widzieli, byli wstrząśnięci widokiem zmaltretowanego ciałka chłopczyka. Takie cierpienie - ich zdaniem - mógł zadawać tylko psychopata. To właśnie oni zawiadomili policję, że małego Bartka ktoś bestialsko maltretował.

Policja szybko zatrzymała matkę zmarłego chłopca i jej 29-letniego przyjaciela.

Mężczyzna dostał już zarzuty - śmiertelne pobicie i znęcanie się ze szczególnym okrucieństwem. Do winy się jednak nie przyznaje - twierdzi, że dziecko biła matka. Kobieta, która obciąża 29-latka, dostała zarzut znęcania się ze szczególnym okrucieństwem i nieudzielenia pomocy.

Matka małego Bartka poznała Mariusza V. w agencji towarzyskiej, w której pracowała jako prostytutka. Rok temu przyszły kat jej synka wprowadził się do jej mieszkania. Właśnie wtedy zaczął się dramat chłopczyka.

"Raz weszłam do nich. Leżeli wśród pustych butelek po wódce, a w pokoju obok siedział przestraszony Bartuś" - opowiada matka Mariusza V., który kilkakrotnie groził jej śmiercią.

Rówieśnicy Bartusia, którzy bawili się na podwórku, nie znali nawet jego imienia. Słyszeli tylko płacz dobiegający zza grubych murów i wieczne awantury.

Żaden z sąsiadów nigdy nie interweniował...