Dwa lata temu celnicy złapali na przejściu granicznym kilku ukraińskich przemytników. Przy zatrzymanych znaleziono blisko półtora tysiąca sfałszowanych dokumentów. Trop prowadził do grupy fałszerzy z Kraśnika na Lubelszczyźnie. Ci natomiast współpracowali z przestępcami sprzedającymi lewe dokumenty na warszawskim Bazarze Różyckiego.
I w tym momencie w tej sprawie pojawia się nazwisko znanego boksera. Nazwisko Salety było bowiem zapisane w jednym z notesów przestępców jako ich klienta.
Bokser przyznaje, że faktycznie stracił w pewnym momencie prawo jazdy, ale nigdy nie posługiwał się fałszywym. "Owszem, zatrzymano mi prawo jazdy za przekroczenie punktów i muszę zdać egzamin sprawdzający" - mówi w rozmowie z "Faktem" znany pięściarz. "Do tej pory posługiwałem się prawem jazdy międzynarodowym, które zrobiłem w USA w 2005 roku" - dodaje Saleta.
Jest jednak wątpliwość, czy bokser mógł posługiwać się takim dokumentem, skoro stracił uprawnienia do prowadzenia pojazdów mechanicznych na terenie Polski. "Jeżeli ktoś utracił prawo jazdy, to nie może się posługiwać innymi dokumentami" - mówi "Faktowi" mł. insp. Jacek Zalewski, dyrektor Biura Ruchu Drogowego w Warszawie. "Za takie wykroczenie grożą nawet dwa lata więzienia" - wyjaśnia ekspert.
Najwyraźniej Saleta nie do końca zdawał sobie z tego sprawę. Ale historię z rzekomym fałszywym prawem jazdy przedstawia inaczej niż nowosądecka prokuratura. "Zarzuty są kompletnie absurdalne. Nigdy nie zamawiałem fałszywych dokumentów ani się nimi nie posługiwałem" - mówi stanowczo pięściarz. "Nie został mi przedstawiony żaden akt oskarżenia. Ktoś chce wykorzystać fakt, że jestem osobą publiczną, do zdobycia popularności na podstawie nieprawdziwych informacji" - irytuje się Saleta.
W akcie oskarżenia istotnie nie ma mowy o tym, że bokser posługiwał się fałszywym dokumentami, a jedynie miał je u fałszerza zamówić. Z przesłuchania zatrzymanego mężczyzny wynika, że przez wspólnego kolegę Saleta przekazał mu 450 zł, a także przesłał swoje zdjęcie. "Uczestniczyłem w konfrontacji z fałszerzem" - przyznaje pięściarz. "Widziałem go raz w życiu w biurze nieruchomości i nie mogę powiedzieć, by był on moim znajomym" - kończy zdezorientowany.