Nowacka była gościem w "Faktach po Faktach" na antenie TVN24 i opowiadała o zdarzeniu, które z jej udziałem miało miejsce w sobotę podczas manifestacji organizowanej przez Strajk Kobiet.
Dostałam z bardzo bliskiej odległości gazem pieprzowym w oczy i w ucho. Dostały nim tez stojące obok mnie osoby – powiedziała posłanka i podkreśliła, że trzymała w dłoni legitymację poselską.
Policjant powinien się zaciekawić, jaki to dokument. Jestem zdumiona, że policjanci nie są szkoleni, jak wyglądają takie dokumenty. Ale nie ma znaczenia, czy ja jestem posłanką, dziennikarką czy obywatelką. Policjant, który widzi spokojnie stojącą osobę, która się na niego nie rzuca, nie ma prawa psikać gazem prosto w twarz, to jest nadużycie. Wtórne jest to, co ja trzymam w ręku. Pierwotne jest to, że mają odwagę tak postąpić – mówiła Nowacka.
Barbara Nowacka powiedziała, że ona i inni politycy chodzą na protesty żeby "deeskalować konflikty", a zachowanie policjantów zabezpieczających manifestacje, a następnie rzeczników policji wyjaśniających podjęte działania "obraża nie tylko intelekt, ale też honor munduru policjanta". Nowacka podkreślała, że wielu policjantów i policjantek, z którymi ma do czynienia, wyraża poparcie dla protestów i "mówią, że jest im wstyd" za działania funkcjonariuszy w ostatnim czasie.
Posłanka KO stwierdziła, że "trwa systemowe zastraszanie obywateli", a zachowanie funkcjonariuszy policji to "próby zniechęcania" do strajkowania, ale – jak podkreśliła – Polki "nie dadzą sobie wciskać ciemnoty".
Zachowania agresywne wobec obywatelek i obywateli nie ujdą płazem. Mówię o nadzorcach - panu Kaczyńskim i Kamińskim, ale również o komendancie stołecznym, który odpowiada za tę akcję i o policjantach, którzy albo są źle szkoleni, albo nie radzą sobie w takich sytuacjach. Wiele do życzenia pozostawia wczoraj policja, ale wiemy, kto wydał takie rozkazy +eskalować protesty+ i to jest pan Kaczyński – powiedziała Nowacka w TVN24.
Dodała, że jeżeli "nie będą mieli odwagi sami się rozliczyć, to przyjdzie taki moment, że przegra PiS wybory i będziemy weryfikować, jak się ktoś zachowywał w tych czasach". Nowacka poinformowała, że "nie odpuszcza" i zamierza "dochodzić swoich praw" po tym jak została potraktowana w czasie zabezpieczenia sobotniej manifestacji.
Nikt nie ma prawa stosować przemocy tak dużej, bezpośredniej w stosunku do osób nieagresywnych. Słyszałam wypowiedź komendanta, który mówił, że mnie zaprosi. Poczekam. Na razie nikt z władz się nie odezwał. Nie odezwał się szef żadnych służb ani MSWiA. Nie usłyszałam też takiego ludzkiego słowa "przepraszam" – zauważyła.
Posłanka zaapelowała do uczestników kolejnych zapowiadanych przez Strajk Kobiet manifestacji, by nie atakowali policjantów, bo "dają pretekst". Kiedy my jesteśmy pokojowi, widać gdzie są bezbronni obywatele, a gdzie jest przymus państwa – dodała. Podkreślała, że nie policjantów traktuje jako wrogów, tylko "tych, którzy wydają złe rozkazy".
Co na to policja?
Działania policji względem posłanki Barbary Nowackiej w czasie sobotniego protestu Strajku Kobiet są wciąż wyjaśniane, analizie poddawane są m.in. nagrania z kamerek nasobnych funkcjonariuszy, biorących udział w akcji - powiedział w niedzielę rzecznik Komendanta Stołecznego Policji nadkom. Sylwester Marczak.
KSP udostępniła na Twitterze film z jednej z kamer, opatrzony komentarzem: Nagranie wyraźnie pokazuje, że jedna osoba lekceważy komunikaty nadawane przez urządzenia nagłaśniające i wezwania policjantów. To kobieta, która podchodzi do policyjnego szyku i będąc tuż przy funkcjonariuszach przepycha tarczę i wyciąga rękę przed samą twarz jednego z nich". Jak się później okazało, była to ręka Nowackiej, w której trzymała legitymację poselską. "My wiemy, że to jest ręka z legitymacją, ale pytanie, czy policjant o tym wiedział? Biorąc pod uwagę, że sytuacja była dynamiczna, czy on miał możliwość odczytania czegokolwiek? Albo mieć świadomość, że to jest legitymacja poselska? – mówił Marczak podczas konferencji prasowej i podkreślił, że jest to "wydarzenie, które poruszyło wszystkich".