Beata Grzybowska, 32-letnia mieszkanka Łodzi, rok temu podpisała umowę z bezdzietną parą z Warszawy. Poznała małżeństwo przez agencję Elizabeth z Piaseczna, która pośredniczy w kojarzeniu matek zastępczych z ludźmi pragnącymi dziecka. Za 30 tys. zł zgodziła się wynająć swój brzuch i urodzić dziecko, które genetycznie nie będzie miało z nią nic wspólnego. Wszystko wydawało się proste, jednak w trakcie ciąży łodzianka pokochała dziecko. I chociaż zaraz po porodzie je oddała, teraz mówi z przekonaniem: "Ono jest moje."
>>> Matka zastępcza może odzyskać dziecko
Kiedy na początku czerwca opisywaliśmy w DZIENNIKU historię Grzybowskiej, nie chciała podać nazwiska. Nazwaliśmy ją wówczas Bożeną K. Wtedy też oświadczyła, że rezygnuje z walki o dziecko dla jego dobra. Dziś zgadza się pokazać twarz i mówi otwarcie: "Poruszę niebo i ziemię, żeby odzyskać syna." Pomaga jej znana łódzka adwokat Maria Wentlandt-Walkiewicz.
Po przeciwnych stronach staną matka, która urodziła dziecko i biologiczny ojciec chłopca. Zupełnie z boku zostanie za to żona mężczyzny, która teraz wychowuje dziecko jako matka. Kto ma rację w tym sporze? Czyje jest dziecko? Czy ból Barbary Grzybowskiej jest realny? Co będą czuć rodzice chłopca, gdy sąd zdecyduje o jego powrocie do surogatki? A to bardzo prawdopodobne, bo według polskiego prawa matką jest kobieta, która urodziła dziecko. "Ci rodzice żyją w potwornym strachu. Gdyby odebrano im chłopca, doświadczyliby dokładnie tego samego, czego doświadczają ludzie tracący dziecko" - mówi psycholog Małgorzata Ohme.
Do dramatu nie doszłoby, gdyby macierzyństwo zastępcze regulowane było prawem. Ale ciągle nie ma na to zgody. Jarosław Gowin, poseł PO i autor pierwszego projektu ustawy bioetycznej, który jest za jego całkowitym zakazem, mówi: "Ta historia to dowód, jak pilna jest potrzeba uregulowania tych kwestii." Jest przekonany, że sąd powinien przyznać rację kobiecie, która urodziła dziecko.
>>> "Wynajęcie brzucha to jak oddanie dziecka do żłobka"
Etyk i filozof prof. Jacek Hołówka uważa jednak, że racja jest po stronie pary wynajmującej brzuch. "Jeżeli ktoś zawiera umowę, podpisuje dokument, że nie będzie chciał zatrzymać dziecka, a tylko urodzi je i odda, to powinien tego przestrzegać" - mówi. I dodaje: "Polskie prawo jest przestarzałe. Należy je zmienić. Wiem, że są osoby temu bardzo przeciwne. Ale nawet one muszą przyznać, że zaistniała nowa sytuacja, do której w sensie biologicznym i medycznym nie mogłoby dojść 30 lat temu."
W podobnych przypadkach orzekały już sądy w innych krajach. Amerykański wymiar sprawiedliwości w 1985 r. uznał ważność kontraktu zawartego z surogatką i nie pozwolił zatrzymać jej dziecka. Z kolei kanadyjski sąd w styczniu br., rozpatrując podobny przypadek, uznał, że jedynym prawowitym rodzicem dziecka jest biologiczny ojciec. "Brzuch to nie jest garaż do wynajęcia" - przekonuje tymczasem Maria Wentlandt-Walkiewicz. "Umowa to jedno, a żywy człowiek i jego uczucia - drugie. Ta kobieta przez 9 miesięcy nosiła dziecko, była połączona z nim pępowiną, żywiła je. Teraz ma szansę je odzyskać."