Tak właśnie 59-letni Henryk P. tłumaczył się lekarzom pgotowia. To on wezwał karetkę. Ale na pomoc było za późno.
Do tej tragedii doszło w lutym w Czersku. Teraz zagadkę śmierci Bożeny P. musi wyjaśnić słupski sąd.
Na razie wiadomo z pewnością tyle, że zarówno kobieta, jak i jej mąż byli totalnie pijani. Pili od dwóch dni. On miał 3,16 promila alkoholu w wydychanym powietrzu, żona - 2,5 promila we krwi.
W takim stanie postanowili zejść do piwnicy, by tam pokroic mięso na zrazy. Wzięli ze sobą nóż i butelkę wódki. Co było potem? Według wersji prokuratury Henryk P. zdenerwował się, bo żona zwróciła mu uwagę, że źle kroi mięso. Wtedy miał wyrwać jej nóż i zadać cios. Potwierdzają to biegli. Śmiertelna rana powstała, według nich, w wyniku silnego pchnięcia, a nie nadziania się.
W sprawie przesłuchano już prawie wszystkich świadków. Tylko pielęgniarka z karetki jeszcze nie zeznawała. Miała się stawić w sądzie w środę, ale z racji ciąży nie dojechała.
Henrykowi P. grozi co najmniej osiem lat więzienia. Dlatego sąd nie zgodził się na zwolnienie go z aresztu przed wydaniem wyroku.