Barwny i głośny pochód wyruszył spod stoczniowej bramy tuż po godz. 12. Wcześniej związkowcy posilali się grochówką. I już w momencie wyjścianastroje były bojowe. Wybuchały petardy i wyły syreny. Mocno hałasowała też kilkudziesięcioosobowa grupa górników uderzających w kaski ochronne drewnianymi styliskami od kilofów.
Jak pisze gazeta.pl, przemarsz rozpoczął się od przemówienia szefa Solidarności Janusza Śniadka, który mówił, ze to początek "ogólnopolskich krajowych dni protestu", które będą trwały aż do odwołania. Narzekał na politykę rządu i mówił o "rekordowym niedożywieniu dzieci".
Stoczniowców w pochodzie wspomagają liczne posiłki. W pochodzie idą też między innymi górnicy, pielęgniarki, przedstawiciele zakładów zbrojeniowych i energetycznych. W sumie jest co kilka tysięcy osób.
Niestety bojowy nastrój demonstrantów przyniósł już pierwsze ofiary. Na skrzyżowaniu ul. Dubois i ul. Sławomira lekko ranny od wybuchu petardy został policjant. Zabrała go już karetka.
Przed godz. 13 protestujący dotarli przed siedzibę Platformy Obywatelskiej. Następnym ich celem jest Urząd Wojewódzki, gdzie mają zostać złożone petycje dotyczące ochrony miejsc pracy w zakładach oraz ratunku dla stoczni.
Protest zorganizował Zarząd Regionu NSZZ "Solidarność" Pomorza Zachodniego. Przyjechali na niego również stoczniowcy ze Szczecina, Gdyni i Gdańska oraz przedstawiciele zachodniopomorskich zakładów znajdujących się w trudnej sytuacji ekonomicznej - m.in. Zakładów Chemicznych Police.