No może nie wszystkich, na razie oszaleli na jego punkcie publicyści i komentatorzy. Zwykle zresztą ci, którzy dotychczas widzieli w nim Gomułkę i Mussoliniego w jednym oraz największe nieszczęście, jakie spotkało naród nasz, odkąd Wanda odrzuciła zaloty Niemca.

Reklama

Oszołomieni wyznawcy Jarosława dalejże rzucili się do doradzania mu, co mógłby zrobić, by nie tylko oni, ale i reszta Polaków pokochała go szczerze. Nie chodzi im o dokonywanie analiz politycznych, dywagowanie co PiS-owi może się opłacić, a co nie, co przyniosłoby mu korzyść, a przez co może przegrać kolejne wybory - o nie, to zadanie dla mięczaków. Prawdziwie obywatelsko zaangażowane dzienikarstwo spod znaku "Tusku musisz!" gardzi tym. Ono jest od dopingowania, wyznaczania kierunków i pilnowania szlaku. Ale za to jak pokocha, to szczerze, gorąco, na zabój. Ślepo.

I będzie, jak pewien bardzo wrażliwy na swoim punkcie dziennikarz telewizyjny w ostatnim programie, "szczerze życzyło" prezesowi Kaczyńskiemu, ba, będzie nawet, jak pewna wybitna dziennikarka, "życzyło z całego serca". O co tak się troszczą, za co kciuki ściskają?

Dawniej linia medialnego doradztwa była prosta: im mniej PiS-u w PiS-ie, tym lepiej. Partia Kaczyńskiego winna pokochać euro i Lizbonę, zablokować korporacje prawnicze przed absolwentami prawa, oddzielić prokuraturę od ministerstwa - słowem powinna stać się Platformą Obywatelską, tylko troszkę inną. Z Gosiewskim i Suskim zamiast Niesiołowskiego i Palikota.

Reklama

Teraz akcenty rozkładane są inaczej. Zezwala się PiS-owi, by miało inne pomysły na wyjście z kryzysu tym łaskawiej, że nikt tych pomysłów znać nie chce. Chodzi już tylko o to, by PiS wytrwał w miłości. By nie krzyczał, nie obrażał, nie cytował Ujejskiego, ale przede wszystkim, by - jak sam zapowiedział - kochał. Jasne, że partia spokojna komunikuje się z wyborcami lepiej niż partia wściekła i naburmuszona, jasne, że prezes wyluzowany i uśmiechnięty jest skuteczniejszy od obrażonego i wkurzonego. Ale wizja, że powinnością opozycji jest rząd kochać, jest oryginalna.

Ale PiS jest na razie urzeczony tym, że tak wypróbowani przyjaciele znów są z nim i łyka to wszystko, i prosi o jeszcze. Ci biednie posłowie tyle razy po łbie dostali, że teraz napawają się ciepłem telewizyjnych reflektorów i redaktorów. Liczą, że tak już będzie zawsze. I wierzą, że to, co może Kaczyńskiego skompromitować do reszty oraz obnażyć cynizm i kunktatorstwo wizerunkowej przemiany, to na przykład uwaga, którą Tomasz Lis usiłował wydobyć z prezesa PiS, że "Tusk nie nadaje się do rządzenia". Opozycyjność PiS będzie więc od teraz polegała na zapewnianiu, że Tusk radzi sobie świetnie, Schetyna jest wybitny, Chlebowskiemu trzeba pomnik z chleba wystawić, a nowo narodzonym córeczkom dawać na imię Julia, albo od razu Pitera.