"To za pana rządów w Polsce masowo z mediów publicznych zwalniano dziennikarzy. Czy tylko dlatego, że byli krytyczni wobec rządu?" - takie pytania zadał wczoraj w Parlamencie Europejskim Donaldowi Tuskowi Zbigniew Ziobro. Mówił też o zatrzymaniu przez uzbrojonych policjantów o świcie internauty, który stworzył stronę z filmikami i grami krytycznymi wobec Bronisława Komorowskiego.
Donald Tusk nie odpowiedział na jego zarzuty. Odezwał się za to Marek Siwiec, który pytał Ziobrę, czy to za jego rządów w Ministerstwie Sprawiedliwości "uzbrojone bandy" zatrzymywały ludzi, a jedna z tych osób popełniła samobójstwo (Siwiec miał tu na myśli byłą minister Barbarę Blidę). Także Michał Kamiński, były polityk PiS, wdał się w wymianę zdań z Ziobrą, deklarując, że jest przeciwnikiem "eksportu obciachu" z Polski.
Okazuje się, że wystąpienie Zbigniewa Ziobry nie zostało dobrze przyjęte przez władze PiS. Choć w oficjalnej wypowiedzi byłego ministra sprawiedliwości bronił Mariusz Błaszczak. "Opowiadamy się za prawdą, a europarlament jest naturalną areną do informowania o tym, co dzieje się w kraju członkowskim Unii" - przekonywał szef klubu PiS.
Inaczej jednak słowa Ziobry przyjęto w sztabie wyborczym. "Staramy się, żeby przekaz PiS był spójny. Każdy taki wyskok nam szkodzi" - mówi ''Gazecie Wyborczej'' jeden z liderów PiS. I dodaje, że Ziobro na spotkaniu sztabu nigdy się nie pojawił. Pada też niejasna deklaracja, że władze partii będą się musiały zająć tą sprawą.