"Spacerujący" po muzeum śmierci mają wrażenie, jakby oglądali prywatną kolekcję zdziczałego milionera. Wszędzie tylko ciała zatrzymane w trakcie rozkładu, odcięte kończyny i zniekształcone chorobowo ludzkie organy.

Takie atrakcje - wyłącznie dla ludzi o mocnych nerwach - można znaleźć w Muzeum Medycyny Sądowej w Bangkoku, stolicy Tajlandii. Prócz ludzkich tkanek, można się też przyjrzeć całej gamie metalowych przyrządów, które przywodzą na myśl eksperymenty nazistowskiego doktora Mengele.

Jedną z najbardziej makabrycznych jest "kolekcja" zrośniętych różnymi częściami ciała dzieci. Do tego płody i zwłoki powykręcanych i zniekształconych przez najdziwniejsze choroby maluchów.

Reklama

Oczkiem w głowie kustosza tego muzeum jest zachowane w całości i zakonserwowane nagie ciało chińskiego seryjnego mordercy dzieci i kanibala Si-Oui. Jego truchło wisi w gablotce wyglądającej jak budka telefoniczna i złowrogo spogląda na każdego, kto zakłóca mu wieczny spoczynek. Pod spodem widnieje tabliczka: "Był smakoszem ludzkiego ciała. Bynajmniej nie z głodu".

Muzeum z założenia utworzono na potrzeby studentów medycyny. Szybko jednak władze obiektu zauważyły, że na "trupach" można nieźle zarobić. Placówka cieszy się niesłabnącym powodzeniem - znudzeni dziesiątkami buddyjskich świątyń turyści z dziką radością odwiedzają podobne miejsca.

Reklama