Rówieśniczy terror zaczyna się niewinnie. Już dzieci w podstawówce doskonale wyczuwają, co najbardziej zaboli kolegę i kto się nadaje na ofiarę. Są więc przezwiska, potem rozsiewanie szkodliwych plotek i wreszcie wykluczenie dziecka z klasowej wspólnoty.

"Uczniowie, którzy mają w klasie silną pozycję, wydają kolegom rozkazy: zabraniają siadać w jednej ławce z wybraną ofiarą, rozmawiać z nią, nie zapraszają jej na urodziny czy spotkania pozaszkolne. A reszta dzieci często ulega presji „przywódców”, nawet jeżeli się z tym nie zgadza. To dla prześladowanych dzieci traumatyczne przeżycie" - mówi Joanna Węgrzynowska ze stowarzyszenia Bliżej Dziecka, do którego zgłaszają się rodzice uczniów doświadczających takiej przemocy. Powszechne jest też wyłudzanie pieniędzy czy jedzenia. "Mamy w klasie chłopaka, któremu kilku kolegów prawie codziennie zabiera kanapki. Tak go zastraszyli, że boi się o tym powiedzieć matce" - opowiada Marta, uczennica warszawskiego gimnazjum.

Reklama

Matkę 9-letniej Oli zaalarmowało to, że córka nie chciała chodzić z klasą na basen. "Ciągle znajdywała jakieś wymówki, by się wymigać od pływania. A to bolało ją gardło, a to głowa. Dopiero po dłuższym czasie przyznała się, że gdy przebierała się w kostium kąpielowy, starsze koleżanki krzyczały: ale grubas!" - opowiada Joanna. Dziewczynka tak bardzo to przeżywała, że dopiero po długich rozmowach udało się ją namówić do powrotu na lekcje pływania.

Niestety takie zachowania są często bagatelizowane przez dorosłych. "Rodzice boją się, że ich dziecko zostanie pobite. To, że ktoś je przezywa, aż tak ich nie przeraża. A to błąd, bo dzieci nie potrafią sobie same poradzić z prześladowaniem przez rówieśników. Tym bardziej że celem klasowych dręczycieli najczęściej się stają uczniowie bardzo wrażliwi, nieśmiali i wycofani" - tłumaczy Joanna Węgrzynowska.

Jej słowa potwierdzają badania Światowej Organizacji Zdrowia przeprowadzone w Polsce. Wynika z nich, że przemoc emocjonalna ma o wiele gorsze konsekwencje niż przemoc fizyczna. Dla dzieci w szkole najważniejsza jest akceptacja rówieśników, dlatego długotrwałe szykanowanie czy wykluczenie może doprowadzić u nich do choroby somatycznej, depresji, a nawet prób samobójczych.

Reklama

Co gorsza, z problemem nie radzą sobie nauczyciele. Przykładem jest historia 11-letniego Janka, który był od długiego czasu prześladowany przez kolegów. Na wyjeździe szkolnym chłopcy regularnie nie dopuszczali kolegi do wazy z zupą. Kiedy matka, która pojechała na wycieczkę jako osoba towarzysząca, zwróciła na to uwagę nauczycielce, ta się tylko roześmiała. "A przecież od wychowawcy bardzo wiele zależy. Jeżeli szybko zareaguje, sytuacja, która może się zmienić w długotrwałe znęcanie się, zostanie zduszona w zarodku" - przekonuje Węgrzynowska.

Nauczyciele bronią się, że klasowe szykany bardzo trudno jest zauważyć, a dzieci niechętne mówią o swoich problemach "Uczeń, który jest dręczony psychicznie, potrafi miesiącami milczeć, a jak już odważy się poskarżyć rodzicom, to często spotyka się z niezrozumieniem. Pedagoga też unika, bo „na rozmowy przychodzi tylko frajer”. Gdy agresor się o tym dowie, już nie odpuści" - tłumaczy Teresa Laskowska, pedagog z zespołu szkół nr 2 w podwarszawskich Markach.

Potwierdza to na jednym z forów internetowych 14-latka. „W mojej klasie jest grupa chłopaków, która ciągle mnie wyzywa (m.in.: grzybica, parch, k...wa, lesbijka). Ani wychowawca, ani pedagog nic sobie z tego nie robią. Często nie wytrzymuję nerwowo i uciekam do ubikacji się wypłakać. Co mogę zrobić?” – pyta zdesperowana.

Joanna Węgrzynowska proponuje rozwiązanie:"Przydałyby się regularne szkolenia dla nauczycieli i rodziców, jak sobie radzić z przemocą. Także tą psychiczną."