Niezadowolenie robotników rosło od 1967 roku po kolejnej podwyżce cen mięsa. Przemawiając do protestujących, Władysław Gomułka podobno stwierdził, że nie rozumie, dlaczego denerwujące są dla nich podwyżki, skoro i tak nie stać ich na zakup mięsa. Taka arogancja i oderwanie od realiów życia były charakterystyczne dla ówczesnej władzy. Równolegle do zamieszek społecznych, w szeregach PZPR toczyła się polityczna rozgrywka, w której istotną rolę odegrało środowisko skupione wokół Mieczysława Moczara. Owa nieformalna grupa "partyzantów" działała w interesie własnym oraz wpływów radzieckich i coraz trudniej znosiła niemal absolutną władzę Gomułki i jego współpracowników.

Reklama

Młodzież, najczęściej studencka, już od dłuższego czasu starała się włączyć w życie polityczne kraju. Powstawały kluby dyskusyjne - m.in. Klub Poszukiwaczy Sprzeczności i Polityczny Klub Dyskusyjny na Uniwersytecie Warszawskim. Mimo rozwiązania tych klubów nakazem władz młodzi ludzie nadal pozostali aktywni. Najaktywniejsze było środowisko tzw. komandosów - młodych ludzi działających od połowy lat 60. na UW. Regularnie pojawiali się na zebraniach organizacji młodzieżowych i zetemesowskich. Oczytani i dobrze przygotowani do wystąpień, zadawali kłopotliwe pytania i wygłaszali kontrowersyjne opinie, burząc w ten sposób zaplanowany porządek obrad. Władza, krytykując ich poczynania, podkreślała przede wszystkim ich wysoki status materialny i żydowskie pochodzenie (co tylko częściowo było prawdą), a prasa określała mianem bananowej młodzieży. Oprócz młodego pokolenia niezadowolenie wyrażało także środowisko intelektualistów, zaniepokojone działalnością cenzury, nasilającymi się represjami wobec ludzi pióra oraz ograniczaniem nakładów na kulturę. Katalizatorem wystąpień środowisk studenckich oraz intelektualnych było zdjęcie "Dziadów" z repertuaru Teatru Narodowego.

"DZIADY" ANTYRADZIECKIE

Właściwie już od początku wystawiania "Dziadów" w 1967 roku zaczęły się spory na temat ich antyradzieckiej wymowy. W notatce kierownika Wydziału Kultury KC PZPR Wincentego Kraśki z 13 grudnia 1967 roku czytamy m.in.: Przedstawienie "Dziadów" […] ma szkodliwy politycznie, tendencyjny charakter. Wynika to z doboru tekstów, sposobu prowadzenia aktorów oraz inscenizacji poszczególnych fragmentów, nie mówiąc o "dopisanej" scenie finałowej o określonej symbolice ideowo-politycznej. Trudno przypuścić, by tej miary reżyser, co tow. Dejmek nie zdawał sobie sprawy z wymowy ideowo-politycznej tak wystawionych "Dziadów", zwłaszcza w roku obchodów 50-lecia Rewolucji Październikowej.

Reklama

Na rozmowę z kierownictwem Wydziału Kultury KC wezwano Dejmka 21 grudnia. Jego spektakl skrytykowano za antyradzieckość oraz "religianctwo". Reżyser tłumaczył, że utwór jest antycarski, a nie antyradziecki. W oświadczeniu z 8 lutego 1968 roku stwierdził: Moja interpretacja "Dziadów" jest wierna literze i duchowi arcydzieła Adama Mickiewicza. […] Wydany do przedstawienia program podkreśla związki dekabrystów i Polaków, naszą wspólną walkę przeciw carskiemu despotyzmowi. Dodał, że pogłoska o zatrzymaniu recenzji "Dziadów" w tygodnikach, która rozeszła się w Warszawie, została potwierdzona przez fakty i spowodowała lawinę plotek, komentarzy, domysłów. Decyzja ta spowodowała, iż przedstawienie z kategorii estetycznej zostało zepchnięte na grunt politycznego skandalu. Po premierze "Dziadów" prasa pisała na temat inscenizacji wyłącznie krytycznie. Pozytywne recenzje zatrzymywała cenzura.

W grudniu i styczniu 1968 roku przedstawienia "Dziadów" odbywały się w "gęstej" atmosferze politycznej. Zmniejszono liczbę przedstawień, nie sprzedawano biletów zbiorowych dla szkół, tworzono listy znanych osobistości, które uczestniczyły w spektaklu, notowano zachowanie publiczności - zwracano uwagę, przy których kwestiach widzowie reagują szczególnie emocjonalnie. Ostatnia obserwacja była niezwykle istotna, ponieważ jako jedną z przyczyn odwołania spektaklu podano prowokacyjne zachowania widowni w trakcie wypowiadania przez aktorów antyradzieckich kwestii.

Istnieje kilka możliwych interpretacji tych wydarzeń. Przede wszystkim ważna jest odpowiedź na pytanie, czy zachowania te były przez kogokolwiek inspirowane - przez "partyzantów", opozycyjne środowiska związane z "komandosami" - czy tylko stanowiły żywiołową reakcję publiczności na doskonałą sztukę.

Reklama

MICKIEWICZ BEZ CENZURY

Szesnastego stycznia 1968 roku dyrektor generalny Ministerstwa Kultury i Sztuki zawiadomił Dejmka, że 30 stycznia 1968 roku odbędzie się ostatnie przedstawienie "Dziadów". Informacja błyskawicznie rozeszła się po Warszawie. Tym razem reakcje publiczności były rzeczywiście żywiołowe. Poza burzliwymi oklaskami z widowni rozlegały się okrzyki: Precz z cenzurą; Chcemy kultury bez cenzury. "Komandosi" oraz grupa studentów z Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej postanowili zaprotestować przeciwko zdjęciu dramatu ze sceny. Po zakończeniu spektaklu przed Teatrem Narodowym uformował się pochód. Rozwinięto transparenty "Chcemy prawdy Mickiewicza", "Żądamy dalszych przedstawień". Manifestanci (ok. 200-300 osób) skandowali: Żądamy zniesienia cenzury oraz Mickiewicz - Dejmek. Przed pomnikiem Adama Mickiewicza złożono białe i czerwone kwiaty. Pod koniec demonstracji do akcji wkroczyła milicja, która rozproszyła zgromadzenie przy użyciu pałek i zatrzymała 35 młodych ludzi. Dziewięciu z nich oskarżono o zakłócanie porządku publicznego i następnego dnia postawiono przed kolegium karno-administracyjnym, które ukarało ich grzywnami w wysokości od 500 do 3000 złotych (wśród ukaranych byli m.in. Jan Lityński i Andrzej Seweryn). Od początku lutego studenci Uniwersytetu Warszawskiego rozpoczęli zbiórkę pieniędzy na pokrycie grzywien wymierzonych uczestnikom demonstracji oraz zbieranie podpisów pod petycją do sejmu. Czytamy w niej: My, młodzież warszawska, protestujemy przeciwko decyzji zakazującej wystawiania w Teatrze Narodowym w Warszawie "Dziadów" Adama Mickiewicza. Protestujemy przeciwko polityce odcinania się od postępowych tradycji narodu polskiego. Atmosfera polityczna stawała się coraz bardziej napięta, a rządzący nie dążyli do stonowania nastrojów, wręcz odwrotnie. Jak zauważył historyk zajmujący się historią najnowszą Polski profesor Jerzy Eisler, cała sprawa "Dziadów" - choć jej konsekwencje polityczne i społeczne były ogromne - nie stanowiła przecież niczego niezwykłego dla polityki kulturalnej kolejnych ekip w PRL. Jej wyjątkowość polegała nie na tym, że władze zdjęły spektakl ze sceny (co wcześniej i później zdarzało się wielokrotnie), lecz na tym, że same tę decyzję nagłaśniały, i na tym, że pociągnęła ona takie, a nie inne następstwa. Inscenizacja "Dziadów" i związane z nimi wydarzenia odegrały jedynie rolę katalizatora procesu społecznego trwającego już od dłuższego czasu.

PROTEST PISARZY

Przeciwko zdjęciu "Dziadów" z afisza zaprotestowali także pisarze. Na nadzwyczajnym walnym zebraniu Oddziału Warszawskiego Związku Literatów Polskich (ZLP) (zwołanego na żądanie członków, co nie zdarzyło się od 1922 r.) przyjęli 29 lutego 1968 roku rezolucję, w której m.in. wezwali władze PRL do ponownego umieszczenia w repertuarze "Dziadów" i przywrócenia, zgodnie z naszą wiekową tradycją, tolerancji i swobody twórczej. Dyskusja na zebraniu była bardzo burzliwa. Emocjonalne wystąpienia zaprezentowali Antoni Słonimski i Jerzy Andrzejewski. Największym echem odbiło się wystąpienie Stefana Kisielewskiego, który mówił o skandalicznej dyktaturze ciemniaków w polskim życiu kulturalnym, jaką obserwujemy od dłuższego czasu. Gomułka w przemówieniu z 19 marca 1968 roku wręcz napastliwie odniósł się do tych słów. Zebranie literatów miało długotrwałe konsekwencje. W środkach masowego przekazu rozpętała się kampania nienawiści oparta na kłamstwie, fałszerstwach i niewybrednych donosach. Najwyższą cenę za postawę zajętą na zebraniu przyszło zapłacić Kisielewskiemu, który 11 marca został dotkliwie pobity przez "nieznanych sprawców", oraz Pawłowi Jasienicy, wokół którego rozpętano nagonkę propagandową. Do niego również odniósł się Gomułka w wystąpieniu z 19 marca - wytknął mu dezercję, zbrodniczą przeszłość w brygadzie "Łupaszki" i współpracę z "bezpieką". Jasienica był chory na białaczkę. Agenci SB nie brali tego pod uwagę w swoich działaniach. Pisarz zmarł dwa lata później.

Na Uniwersytecie Warszawskim przez cały luty 1968 roku trwała akcja ulotkowa, którą zapoczątkował tekst Jacka Kuronia i Karola Modzelewskiego: "Polityczny sens petycji w sprawie «Dziadów»". Równocześnie zbierano podpisy pod tą petycją. Na tablicach ogłoszeń i murach umieszczano krótkie teksty przepisywane na maszynie, w których informowano o zakazie wystawiania "Dziadów" oraz represjach, jakie spotkały studentów demonstrujących 30 stycznia. Swoje ulotki umieszczało także MSW - pojawiały się w nich przede wszystkim wątki antysemickie. Coraz większą aktywność przejawiało środowisko "komandosów", które znacznie częściej organizowało w tym okresie spotkania. Do najaktywniejszych ich uczestników należeli: Seweryn Blumsztajn, Teresa Bogucka, Witold Holsztyński, Jacek Kuroń, Irena Lasota, Adam Michnik, Jan Lityński, Karol Modzelewski, Aleksander Perski, Henryk Szlajfer i Barbara Toruńczyk.

BĘDZIE WIEC

"Komandosi" postanowili, że tydzień po nadzwyczajnym zebraniu Oddziału Warszawskiego ZLP należy zorganizować na uniwersytecie wiec. Jego celem miał być protest przeciwko zdjęciu "Dziadów" i represjonowaniu studentów po manifestacji z 30 stycznia oraz okazanie solidarności z pisarzami. Minister oświaty i szkolnictwa wyższego Henryk Jabłoński 4 marca relegował z uczelni Michnika i Szlajfera. Do postulatów protestujący dołączyli wówczas jeszcze jeden - cofnięcie decyzji o usunięciu obu studentów z uczelni. W przeddzień wiecu, 7 marca, władze UW wydały zarządzenie, w którym z góry uznały zgromadzenie za nielegalne. Mimo to demonstracja się odbyła.

WALKI ULICZNE

Wiec rozpoczął się w południe 8 marca. Na dziedzińcu UW zgromadziło się mnóstwo ludzi. Rezolucję odczytała Irena Lasota, studentka V roku filozofii. Studenci uczelni warszawskich protestowali w niej przeciw łamaniu Konstytucji PRL, czego wyrazem było represjonowanie studentów, którzy protestowali przeciwko haniebnej decyzji zakazującej wystawiania "Dziadów" w Teatrze Narodowym. Deklarowali ponadto, że nie pozwolą sobie odebrać prawa do obrony demokratycznych i niepodległościowych tradycji narodowych i domagali się anulowania decyzji o usunięciu z uczelni Michnika i Szlajfera.

Wiktor Górecki i Mirosław Sawicki odczytali drugą uchwałę. Stwierdzano w niej pełne poparcie dla rezolucji Nadzwyczajnego Walnego Zebrania Warszawskiego Oddziału Związku Literatów Polskich, w której potępiono zaostrzenie cenzury i zdjęcie z afisza "Dziadów". Ze środowiskiem literatów solidaryzowano się także w obronie kultury i swobód obywatelskich. Obie rezolucje zostały przyjęte, wiec dobiegał końca, a studenci zaczęli się rozchodzić. W tym momencie na dziedziniec wjechało kilka autokarów z napisem "wycieczka", wysiedli z nich ludzie ubrani po cywilnemu (następnego dnia prasa donosiła, że był to aktyw robotniczy, który wezwał studentów do rozejścia się i nieprowokowania zamieszek). Do akcji włączył się wtedy również ZMS, którego członkowie zaczęli skandować: Wichrzyciele z uczelni!; Dajcie się nam spokojnie uczyć! Sytuacja coraz bardziej się zaostrzała. Funkcjonariusze w cywilu zaczęli wyłapywać z tłumu pojedyncze osoby i wywozić je poza teren UW, doszło do pierwszych rękoczynów. Studenci krzyczeli w stronę napastników: Gestapo!; Wolność!; Usunąć tajniaków!

Około godziny 13 do studentów przemówił prorektor Zygmunt Rybicki, wzywając ich do rozejścia się w ciągu kwadransa. Zebrani zaproponowali rozmowy z delegacją studentów, na co Rybicki wyraził zgodę. Delegaci - Irena Lasota, Zofia Lewicka, Barbara Toruńczyk, Ryszard Bugaj, Marcin Król i Jadwiga Staniszkis - domagali się wycofania z terenu uczelni ormowców, wypuszczenia zatrzymanych studentów, zwrotu zabranych im legitymacji i indeksów oraz wycofania milicji zgromadzonej wokół uniwersytetu. Efektem tych rozmów była obietnica odwołania milicji i prawo opuszczenia terenu uczelni przez studentów. Młodzież zaczęła opuszczać uniwersytet, jednak po godzinie 14 na teren UW wkroczyło około 400 funkcjonariuszy ORMO, a pół godziny później zaczęły przybywać umundurowane oddziały milicji w hełmach, okularach ochronnych i z długimi pałkami. Na dziedzińcu rozpoczęła się regularna akcja pacyfikacyjna, razy nie omijały także pracowników naukowych. Po "oczyszczeniu" terenu zamieszki przeniosły się w inne rejony stolicy. Do końca dnia w Warszawie trwały walki uliczne.

MARCOWE MANIFESTACJE

Władze od początku zajęły nieprzejednane stanowisko i konsekwentnie odrzucały możliwość dialogu z młodzieżą. Minister oświaty i szkolnictwa wyższego Henryk Jabłoński oświadczył, że wobec organizatorów i uczestników zajść zostaną wyciągnięte surowe konsekwencje. Już 9 marca miały miejsce pierwsze przyspieszone procesy - studentów oskarżano o zakłócanie porządku i spokoju publicznego, wymierzano im kary do pół roku aresztu i grzywny w wysokości od 2000 do 3000 złotych. Na uczelniach i w akademikach wrzało. W związku z wydarzeniami na uczelniach władze zainicjowały organizowanie wieców poparcia dla Gomułki i potępienia dla "studenckich wichrzycieli". Masówki robotnicze, starannie przygotowane przez komitety wojewódzkie i zakładowe organizacje partyjne, urządzano w godzinach pracy w wielu zakładach. "Robotnicy" domagali się na nich ujawnienia i ukarania wszystkich winowajców awantur, oczyszczenia aparatu partyjnego z "syjonistów, rewizjonistów i kosmopolitów" oraz wyrażali pełne poparcie dla towarzysza "Wiesława". Nad zebranymi widniały transparenty z hasłami: "Syjoniści do Dajana" (izraelski generał i polityk), "Studenci do nauki", "Literaci do piór", "Oczyścić partię z syjonistów", "Więcej dzieci robotników na wyższe uczelnie". Masówki prezentowano również w telewizji - można było zobaczyć zmęczonych ludzi wysłuchujących niekończących się wystąpień partyjnych aktywistów. Tło dźwiękowe nierzadko dogrywano z meczów piłkarskich, ponieważ w rzeczywistości brak było dostatecznie głośnego aplauzu uczestników.

REZULOCJA DO PREMIERA

Na wiecu uniwersyteckim 11 marca studenci przyjęli rezolucję, której tekst za zgodą władz uczelni rozplakatowano na wszystkich wydziałach UW, przekazano do sejmu, na ręce premiera Józefa Cyrankiewicza i ministra Jabłońskiego. W uchwale studenci ponownie zaprotestowali przeciwko łamaniu konstytucyjnych praw, ingerencji władz bezpieczeństwa w życie akademickie, brutalnym atakom milicji i cywilnych bojówek oraz antysemityzmowi. Domagano się przywrócenia praw uniwersyteckich relegowanym studentom. Wiec szybko przeniósł się na ulice, na których już wcześniej zgromadziły się tysiące ludzi. Jeden z pochodów skierował się w stronę gmachu Komitetu Centralnego i już po osiągnięciu celu został rozbity przy użyciu gazów łzawiących i armatek wodnych, inny szedł w stronę ulicy Rakowieckiej, do więzienia, w którym przetrzymywano więźniów politycznych, kolejny zmierzał na ulicę Belwederską w stronę ambasady ZSRR. Oba siłom milicyjnym udało się rozproszyć, zanim dotarły do celu.

Od czasu pierwszych marcowych zdarzeń studenckie wystąpienia rozprzestrzeniały się na inne ośrodki akademickie w kraju. Nie pomogły stosunkowo wcześnie podjęte przez władze działania, żeby stołecznym studentom uniemożliwić kontakt z innymi miastami i ograniczyć studenckie wystąpienia tylko do Warszawy. Kontrolowano drogi wylotowe w kierunku Poznania, Wrocławia, Krakowa oraz innych większych miast. Jak pisze Jerzy Eisler: Centralne i terenowe władze partyjno-państwowe, nieprzyzwyczajone do tego typu form komunikacji społecznej, nie chciały, nie umiały lub nie potrafiły podjąć rozmów z młodzieżą. Zamiast o politycznym rozwiązaniu, myślały przede wszystkim o pacyfikacji protestów.

CZYSTKA WŚRÓD NAUKOWCÓW

W Warszawie zastrajkowała politechnika, na której 21 marca proklamowano 48-godzinny strajk okupacyjny. Na uniwersytecie odbył się kolejny wiec. Jego skutkiem była m.in. czystka wśród pracowników naukowych. Minister oświaty i szkolnictwa wyższego zwolnił z pracy profesorów UW: Bronisława Baczkę, Stefana Morawskiego, Leszka Kołakowskiego, Włodzimierza Brusa, oraz docentów: Zygmunta Baumana i Marię Hirszowicz-Bielińską. Równocześnie w prasie rozpoczęło się szkalowanie wymienionych pracowników naukowych. Stało się to powodem kolejnych manifestacji - 28 marca na UW odbył się ostatni marcowy wiec. Studenci protestowali przeciwko zwolnieniu z pracy profesorów i przeciwstawiali się szkalującym ich artykułom w prasie. Tego dnia odczytano także Deklarację Ruchu Studenckiego, która stanowi niezwykle ważny dokument marcowego ruchu. Jej autorzy - Jakub Karpiński, Andrzej Mencwel i Jadwiga Staniszkis - odnieśli się do spraw dotyczących nie tylko studentów, ale ogółu społeczeństwa. Oprócz postulatu utworzenia nowej organizacji młodzieżowej domagali się zniesienia cenzury, przeprowadzenia reformy gospodarczej, która uzależniłaby życie gospodarcze od ekonomii, i samorządności przedsiębiorstw, a także stworzenia niezależnych związków zawodowych. Opowiadali się także za powołaniem Trybunału Konstytucyjnego i niezawisłością sądownictwa.

Odpowiedzią władz uczelni było skreślenie z listy studentów 34 osób i zawieszenie w prawach studentów kolejnych 11. Pod koniec marca zostały rozwiązane wydziały Ekonomii i Filozofii, psychologia na Wydziale Pedagogicznym oraz cały trzeci rok na Wydziale Matematyczno-Fizycznym. Na mocy tej decyzji 1616 osób przestało być studentami UW. Na żadnej innej uczelni nie zastosowano tak drastycznych środków. Wielu relegowanych studentów od razu wcielono do wojska. Niektórzy musieli uczestniczyć w zbrojnej interwencji w Czechosłowacji w sierpniu 1968 roku.

POKOLENIOWA KONTESTACJA

W 1968 roku nastąpiła w kraju ważna przemiana społeczna. Młodzież - jak dowodzi socjolog profesor Barbara Fatyga - przestała "towarzyszyć dorosłym", organizując zbiorowe wystąpienie, chciała zrobić coś sama. Poszukiwania przez młodzież własnej tożsamości z jednej strony zbiegły się z wydarzeniami roku 1968 na świecie - ruchami wyzwoleńczymi, protestami społecznymi - z drugiej jednak nietrudno zauważyć, że wydarzenia w Polsce potoczyły się inaczej niż kontestacja zachodnia. Buntujący się młodzi ludzie w PRL-u wysuwali hasła "socjalizmu z ludzką twarzą", a nie hipisowskiego "raju odzyskanego". Na Zachodzie studenci walczyli o reformę szkolnictwa wyższego, występowali przeciwko instytucjom kształcenia oraz gronu profesorskiemu. W Polsce Ludowej niejednokrotnie profesorowie stawali po stronie studentów i razem z nimi ponosili konsekwencje demonstracji.

W ulicznych manifestacjach, które stanowiły bardzo ważną część marca ’68, brali udział studenci, młodzi robotnicy i młodzież szkolna. Wbrew oficjalnym zaklęciom więź społeczna scalała nie tyle klasy społeczeństwa, co całe pokolenie. Młodego robotnika nie łączyło ze starszym kolegą z pracy właściwie nic - nie pamiętał już wojny, nie podzielał doświadczeń z okresu stalinizmu. Studentów i młodych robotników integrował natomiast ten sam kod kulturowy - słuchali podobnej muzyki, podobnie się ubierali, nosili długie włosy. Pokolenie jest kategorią społeczną naładowaną emocjonalnie. Praktycznie wszyscy socjolodzy wypowiadający się na ten temat, obok "pokolenia wojennego" i "Solidarności", zawsze wymieniali "pokolenie roku 1968".

Wystąpienia studenckie miały miejsce we wszystkich miastach akademickich. Nie zawsze przybierały gwałtowny obrót, np. w Toruniu, Bydgoszczy, Olsztynie, Opolu i Białymstoku odbywały się wiece, uchwalano rezolucje, solidaryzowano się ze studentami Warszawy, jednak nie dochodziło tam do ulicznych zamieszek. Inaczej sprawa wyglądała w Gdańsku, Gliwicach, Katowicach, Krakowie, Lublinie, Łodzi, Poznaniu, Szczecinie i Wrocławiu. Doszło tam do gwałtownych demonstracji i starć z milicją, odbywały się strajki okupacyjne uczelni. W Krakowie 13 marca milicja wkroczyła na teren Uniwersytetu Jagiellońskiego, w zamkniętych pomieszczeniach wypełnionych gazem łzawiącym odbyła się regularna bitwa z milicją, w której nie oszczędzono nawet profesorów.

PRASA KŁAMIE

Wydarzenia z 8 marca zostały następnego dnia przedstawione w prasie codziennej w sposób fałszywy. W "Życiu Warszawy" na ostatniej stronie zamieszczono artykuł zatytułowany "Komu to służy?". Pisano w nim, że grupy studentów tamowały ruch uliczny w godzinach powrotu ludzi z pracy do domu i szybko dołączyły do nich elementy chuligańskie. Studenci protestowali przeciwko kłamstwom prasy. W auli Politechniki Warszawskiej zorganizowali wiec, na którym proklamowali rezolucję protestującą przeciwko stalinowskim metodom traktowania studentów. Na wiecu skandowano Demokracja, demokracja!, Jasienica, Jasienica! i Prasa kłamie!, protestom towarzyszyło darcie i palenie gazet.

p