Marianna Gąsiorek z Mroczkowa (Łódzkie) wybrała się do sklepu. Gdy przechodziła przez jezdnię, zza zakrętu wypadł rozpędzony samochód. Drobna kobieta zginęła na miejscu. Leżała na drodze, nie miała widocznych obrażeń.

Reklama

Jej ciało zabrano do prosektorium przy szpitalu w Opocznie. Tam miała być przeprowadzona sekcja zwłok. Dwa dni później w prosektorium pojawiła się pani Ewa. Przyniosła babci ubranie na ostatnią drogę. Sama chciała ją przebrać, po raz ostatni spojrzeć na jej twarz. Usłyszała, że nic z tego. Że ciało jest zbyt okaleczone po sekcji zwłok. Pani Ewa przyjęła te wyjaśnienia do wiadomości - pisze "Fakt".

I pewnie nic by się więcej nie wydarzyło, gdyby nie jeden z pracowników prosektorium. Siedząc przy kielichu, opowiedział kumplom historię, jak to w prosektorium szczury pogryzły ciało starszej kobiety. Żerowały na nim tak, że staruszka była nie do poznania. Po Mroczkowie zaczęła chodzić plotka, że to było właśnie ciało pani Marianny.

Plotki doszły do uszu pani Ewy. Nagle zrozumiała, dlaczego rodzina nie mogła pożegnać się z babcią. Poszła z tą sprawą na policję. Makabryczną historią zajęła się prokuratura.

Reklama

"Stwierdzono rozległy ubytek skóry (...) twarzy po stronie prawej, z ziejącym oczodołem pozbawionym powiek (...) oraz ubytek wargi górnej ust (...) o wyglądzie zmian powstałych pośmiertnie na skutek działalności żernej gryzonia" - oto raport biegłego, który obejrzał ciało pani Marianny.

Ewa Pielas wciąż nie może się uspokoić. Przysięgła sobie, że znajdzie winnych tego, co się stało. Sprawę prowadzi opoczyńska prokuratura. I co? I nikt nie przyznaje się do winy. Dyrektor szpitala, Jolanta Wijata, nie poczuwa się do winy. W rozmowie z "Faktem" mówi, że... nie wie nawet, czy zwłoki pani Marianny leżały w lodówce, czy na betonie. Tłumaczy, że w prosektorium trwa remont, co ma być usprawiedliwieniem dla nieporządku. Jakim usprawiedliwieniem?! Jak można nie mieć szacunku dla zwłok?! - pyta "Fakt".