Nie muszę nawet grzebać w archiwum, by wymienić najważniejszych z tego dobranego towarzystwa, których nie ma już wśród żywych. Listę otwiera zastrzelony w centrum Pruszkowa w lutym 1996 r. Wojciech Kiełbiński "Kiełbasa", herszt młodej generacji "Pruszkowa". Na początku lutego 1998 r. na warszawskiej Pradze kule karabinu maszynowego dosięgły Wiesława Niewiadomskiego, pseud. Wariat, brata "Dziada".

Reklama

W kwietniu tego samego roku w gdyńskiej agencji towarzyskiej Las Vegas nieznani do tej pory sprawcy zastrzelili króla Wybrzeża - Nikodema Skotarczaka, pseud. Nikoś. W marcu 1999 r. w restauracji Gama na warszawskiej Woli został zastrzelony jeden z bossów gangu z Wołomina - Marian Klepacki, pseud. Klepak. Grudzień 1999 r., Zakopane - od kul z pistoletu maszynowego ginie Andrzej Kolikowski, pseud. Pershing, jeden z szefów "Pruszkowa". Syn Klepackiego - Jacek, który przejął stery w gangu wołomińskim po ojcu, został zastrzelony w Mikołajkach latem 2002 r.

Na tym tle wyróżnia się dość banalna śmierć "Dziada" - wylew. Nie ma nawet co snuć sensacyjnych przypuszczeń, że nie była to śmierć naturalna. Była taka i nie wzięła się z powietrza. Henryk Niewiadomski od wielu już lat sprawiał wrażenie steranego. Jak większość gangsterów, cały czas chodził "po polu minowym". To i tak cud, że nie wpadł na żadną "z min" przez tyle lat. Przysłowiową kroplą, która mogła zdecydować o śmiertelnym ataku, mogła być strata ukochanego syna - Pawła zastrzelonego dwa miesiące temu. Szykował go na swego następcę.

Wraz z "Dziadem" bezpowrotnie odchodzi w przeszłość mafia dowodzona przez krwiożerczych cwaniaków, ale w gruncie rzeczy prymitywów. Niemożliwy jest też powrót do sytuacji, w której cała podziemna Polska poddana była wpływom jedynie dwóch potężnych organizacji przestępczych - "Pruszkowa" i "Wołomina". Policja będzie musiała toczyć walkę z kilkunastoma gangami, często krwawo walczącymi ze sobą w dużych aglomeracjach. Dowodzonymi przez bystrych, ale bezwzględnych młodziaków.

Reklama