Wcześniej też nie uspokoił się, po tym jak zadał pytania o ewentualne problemy alkoholowe prezydenta, po czym został ukarany przez własny klub parlamentarny za złamanie podstawowych standardów kultury politycznej. Widzieliśmy, jak po tym zimnym prysznicu żegnał się płaczliwie z blogowaniem i obiecywał, że zajmie się już wyłącznie pracą w swej komisji Przyjazne Państwo i swoim synkiem Frankiem.
Najwyraźniej jednak ani komisja, ani Franek Palikotowi na dłuższą metę nie wystarczają. Poseł znów bowiem zaciekawił się publicznie zdrowiem pana prezydenta. Oczekuje teraz, że kancelaria prezydenta będzie publikować doroczny raport na temat stanu zdrowia głowy państwa. Bo zdaniem Palikota prezydent "na zdrowego nie wygląda". Ciekawe jest zwłaszcza to uzasadnienie. Skoro tego typu wątpliwości Palikota miałyby być powodem do przedstawiania publicznych wyników badań serca, wątroby czy śledziony prezydenta, to może czas też, by wyspecjalizowana komisja lekarska z udziałem okulisty zbadała "wilcze oczy" Donalda Tuska. Wszak niejeden poważniejszy polityk z Jarosławem Kaczyńskim na czele wyrażał już swoje zaniepokojenie wzrokiem premiera.
Najczęściej jednak o oczach Donalda Tuska mówi Nelly Rokita. To duchowa siostra Palikota po przeciwnej stronie sceny politycznej. Palikot w Platformie Obywatelskiej ma bowiem dokładnie taką samą rolę jak Nelly Rokita w PiS. Nie jest politykiem - jest showmanem.
Kiedy występuje w sytuacjach, w których powinien mieć coś do powiedzenia, chowa się natychmiast za kabareciarską pozą. Z konferencji poświęconej planom Palikota co do komisji Przyjazne Państwo pamiętam tylko Palikota stojącego na pryzmie papierów. Nic ponadto - żadnej treści. Bo przecież treści od Palikota nikt już od dawna nie oczekuje. Mam za to zresztą pretensje do części kolegów dziennikarzy, którzy zamiast zrobić z Palikotem poważny wywiad, w którym zostałby on wnikliwie odpytany ze swojej działalności w komisji parlamentarnej, zadają mu pytania, dzięki którym poseł natychmiast uruchamia swoje showmańskie talenty.
Nikogo w tej chwili nie interesuje to, że Janusz Palikot mógłby wziąć się chociaż do tego, na czym poległ swego czasu Ludwik Dorn - do uruchomienia mitycznego pojedynczego okienka dla przedsiębiorców otwierających firmy. Nie mamy przecież pojęcia, czy i jakie usprawnienia dla biznesmenów proponuje komisja Przyjazne Państwo. A nawet gdybyśmy mieli się o tym dowiedzieć, to najprawdopodobniej zapamiętalibyśmy tylko... ramę okienną, którą zapewne Palikot zechciałby przytaszczyć ze sobą na stosowną konferencję.
Prawda jest bowiem taka, że kolejne wyskoki Palikota sprawiają, że coraz mniej ludzi się nimi interesuje. Za pierwszym razem wszyscy się zgorszyli. Teraz reakcja na wyczyn Palikota jest znacznie słabsza. Następnego show pewnie już nikt nie zauważy. Bo do opinii publicznej coraz silniej dociera to, że właściwe miejsce Palikota jest w programie Szymona Majewskiego, a nie w poważnej polityce. Sam Palikot zaś powinien był wybrać się na rekolekcje do Tyńca ze swoimi parlamentarnymi kolegami, zamiast urządzać kolejny show. Wszak niegdyś poseł - z wykształcenia filozof - jeździł medytować do klasztoru na górze Athos. Teraz też by mu się to przydało.