Bartoszewski nazwał wyjcami i bolszewikami ludzi, którzy wygwizdali Borusewicza podczas obchodów rocznicy Sierpnia ’80. Wcześniej on sam został przez podobnych ludzi wygwizdany w rocznicę Powstania Warszawskiego na Powązkach nad grobami powstańców.
Kombatanci polskich wojen na górze wygwizdują kombatantów wojen prawdziwych. Ludzie, którym wydaje się, że cierpieli z rąk siepaczy Wałęsy, Mazowieckiego czy Tuska dają sobie prawo gwizdania na Bartoszewskiego, który w młodości trafił w ręce prawdziwych siepaczy, tych z gestapo, a potem tych z UB.
Ale nie chodzi tu o autorytety. Sam nie lubię argumentu z autorytetu, kiedy autorytet się myli. Tyle że Bartoszewski ma rację. A ludzie, którzy sądzą, że da się wyrzucić, wygwizdać z historii pierwszej "Solidarności" Wałęsę czy Borusewicza, a "Solidarność" wyjdzie z tego bez szwanku, wręcz lepsza, oczyszczona, zwyczajnie się mylą. "Solidarność" to oczywiście nie było paru liderów, ale 10 milionów ludzi, z których co najmniej kilkadziesiąt tysięcy nie zdezerterowało po 13 grudnia. Tyle że bez tych liderów, bez Wałęsy czy Borusewicza, żadnej "Solidarności" by nie było. Bo ktoś musiał pierwszy zakładać Wolne Związki Zawodowe, kiedy odważnych było kilku, a nie kilka milionów. A wśród tych kilku, tak się jakoś złożyło, byli właśnie Borusewicz i Wałęsa.
Parę lat temu, po aferze Rywina, liderzy polskiej prawicy obiecali nam odrodzenie polskiej polityki, odrodzenie ducha republikańskiego Polaków, odrodzenie patriotyzmu. Dzisiaj ten republikanizm został zredukowany do gwizdów tłumu, a patriotyzm do nazywania wszystkich zdrajcami. I właśnie dlatego Kaczyńscy i Tusk muszą dzisiaj stanąć po stronie Bartoszewskiego i Borusewicza. Powściągnąć wyjców, którzy sami siebie uważają za ostatnich polskich patriotów.