Kamil Durczok przypomina mi w tym pewną znaną osobę medialną, która też zawsze rozróżnia, z kim rozmawia. A przecież Durczok nie ma złotej głowy, a ludzie pracujący między innymi dla niego nie zasługują, by byli tak traktowani. Szczególnie, jeśli weźmie się pod uwagę dramatyczną dysproporcję w świadczeniach względem nich ze strony pracodawcy. To, w jaki sposób Durczok odezwał się do współpracownika, jest po prostu oznaką złego wychowania.
Dobry korporacyjny feudalizm tego nie dopuszcza. Być może jest czasem cyniczny, ale pracę organizuje się tam w taki sposób, że ludzie "na dole" czują się częścią drużyny. Nie wolno pozwalać, by pracownicy mieli poczucie, że są niewolnikami. To raczej praktyki złego feudalizmu korporacyjnego.
Nie wiem, czy w polityce zdarzają się podobne połajanki. W każdym razie mnie się to nie zdarzyło. Ja sam językiem bardziej kategorycznym pozwalałem sobie rozmawiać jedynie z kolegami. Ale nigdy z podwładnymi!