Kiedy mowa o wulgaryzmach Kamila Durczoka - czy wcześniej Tomasza Lisa - ujawnionych w internecie, przypomina mi się historia, jaką opisałem w książce "Wskazówki na dobre i na złe". Otóż lata temu zwrócił się do mnie o pomoc znajomy, który prowadził firmę budowlaną. Zorientował się bowiem, że mimo przyzwoitych płac szybko traci robotników. Wszystko przez majstra, który źle ich traktował. Poprosił mnie o rozważenie, co się dzieje i co można zmienić.

Reklama

Okazało się wkrótce, że nie da się zmienić określonego repertuaru wulgarnych słów używanych przez majstra. Musieliśmy się z tym pogodzić. Ale to nie znaczy, że nie dało się zrobić nic. Namawialiśmy więc majstra, by zmienił - obrazowo mówiąc - obelgę na zwierzenie. Zamiast bowiem mówić: "Ty ch..., wyp... z tymi taczkami", można się zwierzyć: "Franek, jak cię, k..., widzę z tymi taczkami, to zalewa mnie k...wica”.

>>>Kamil Durczok o uj... stole

>>>Tomasz Lis: Z baranami nie będę pracował

Sztuka więc, by nawet w uniesieniu, kiedy zaczynają działać atawizmy i "programy natury", nie tracić łączności z "programem kultury", który każe unikać języka "ty". Nie etykietuj, nie oceniaj, nie wskazuj na człowieka, lecz na jego działanie i ewentualnie to, jak ono na ciebie działa i jakie wywołuje emocje. W ten sposób nie rezygnując - skoro nie potrafisz - z dosadnych określeń, zamieniasz obelgę na zwierzenie. To boli mniej.

W zwierzeniu szef (mistrz) ocenia zachowanie, odnosząc je do obowiązujących standardów. Czyli przekazuje np. komunikat: "kryteria przygotowania stołu do programu prowadzonego na żywo nie są spełnione, nie po raz pierwszy zresztą, dlatego jestem wzburzony". To byłaby wypowiedź idealna. Kamil Durczok w emocjach okrasił ją wulgaryzmami.

WEŹ UDZIAŁ W SONDZIE!

Reklama

Co innego Tomasz Lis. Kiedy w słynnym nagraniu mówi o "pracy z baranami", to używa formy mieszanej: co prawda się zwierza i unika bezpośredniego wskazania "ty baranie", ale wplata w to element inwektywy.

Ludzie na ogół reagują sięgając po atawizmy z "programu natury" w sytuacjach zaskoczenia, przeciążenia nadmiarem bodźców w krótkim czasie czy bezradności, w której ujawnia się brak kontroli nad niektórymi elementami rzeczywistości. W świecie mediów jest to sytuacja stała. Tam się ciągle coś dzieje i w każdej chwili coś się może posypać. Zawodzi człowiek, technika albo niesprzyjające warunki zewnętrzne. To może w pewnym stopniu usprawiedliwić nagrania, o których mówimy.

Ale jednocześnie chciałbym, byśmy nie przegapili bardzo symptomatycznego porównania. Całkiem niedawno w tej samej stacji telewizyjnej, z której wyciekły ostatnie nagrania redaktora Durczoka, odtworzono rozmowę między wieżą kontrolną a pilotem, który posadził Airbusa na rzece Hudson. Myślę, że poziom stresu był tam wyższy, niż mają panowie Durczok czy Lis w studio, a jednak nie poleciało ani jedno "shit!".

>>>Ryszard Bugaj: Durczok przesadził

>>>Tomasz Sekielski: Rozumiem Durczoka