Mówią, że polityka to teatr. I coś w tym jest. W rolę Zyty Gilowskiej wcielił się właśnie szef klubu PO Zbigniew Chlebowski (kolor włosów i fryzura zbliżone), albowiem okazało się, że jego biurem poselskim kierował krewny żony. A ściślej – syn kuzyna, czyli też jakby kuzyn, tylko młodszy. Nazwiskiem Jagła, zacnym imieniem Robert.

Reklama

Jak państwo zapewne pamiętacie kilka lat temu Platforma wywaliła na twarz panią Zytę, która w swym biurze zatrudniała narzeczoną syna, a i synowi pozwalała jakąś ekspertyzę napisać. Kuzyn to niby nie to samo co syn albo i jego narzeczona, ale standardy są standardy, więc gdyby ich trzymać się ściśle, to należałoby Chlebowskiego wybatożyć i pognać autostradą z Warszawy precz. Ale się tego nie zrobi i to nie tylko dlatego, że z Warszawy nie ma żadnej autostrady, co winą jest Kaczora.

Mógłbym tak hipokryzję partii rządzącej wyszydzać bez końca, ale akurat w historii pana Jagły nie epizod pracy w biurze Chlebowskiego jest najciekawszy. To zresztą uważam za detal. Może to i kapkę żenujące, ale też kaliber tego przestępstwa dość mikry. Ciekawsze jest coś innego. Jagła Robert zadbał o swe wykształcenie. Wcześniej kierowca i dyrektor kiosku (bo on w ogóle z zawodu dyrektor jest) po rolniczej zawodówce zrobił nawet maturę w technikum, a dzięki zaocznym studiom może się chwalić dyplomem z marketingu i czegoś tam. Ma też niezbędne kwalifikacje do kierowania biurem. „Z Platformą jestem związany od 2001 roku, czyli od chwili jej powstania” – zapewnia bowiem.

Nic więc dziwnego – i na to proponuję zwrócić uwagę, a nie na kierowanie biurem przez jakiegoś młokosa – że zdobywszy władzę PO postanowiła takiego talentu nie zmarnować. Pokonawszy biurokratyczne ograniczenia (brak stażu pracy etc.) został Jagła dyrektorem Wojewódzkiego Ośrodka Ruchu Drogowego. Poseł Chlebowski nie mógł się go nachwalić. – To jeden z nielicznych ośrodków, gdzie nie aresztowano żadnego egzaminatora! – dziwił się poseł. No, skoro nie kradną (albo nie dają się złapać), to rzeczywiście cud. Takim to cudownym zbiegiem okoliczności pan Jagła wygrał też konkurs na szefa sieci państwowych hoteli (państwo nasze ma hotele, serio!).

Sieć owa ogłosiła konkurs i za nic w świecie nie mogła wybrać na dyrektora Jagły. No jakoś nie trafiał im się. W końcu wymieniono trzech z pięciu członków rady nadzorczej i, nie uwierzą państwo, czwarty konkurs dał Jagle Robertowi upragnioną posadę. Wiwat Jagła!

A czepianie się Chlebowskiego za nepotyzm to kompletne nieporozumienie. W końcu utalentowany Jagła to kuzyn żony, nie jego. A żona – jak mawiała moja ciocia – to nie rodzina. Gdyby była rodzina, to nie można by się było z nią żenić.