Platforma Obywatelska odróżnia się od PiS-u, jak wszyscy doskonale wiemy, nieporównanie większą dyscypliną budżetową, kompletnym brakiem skłonności do populistycznych obietnic i kategoryczną niechęcią do rzucania na rynek pustej złotówki. Jednak deficyt budżetowy państwa będzie w tym roku dwukrotnie większy niż w poprzednich latach i dwukrotnie większy niż zakładał rząd.

Reklama

A w dodatku dowiedzielibyśmy się o tym dopiero po wyborach do europarlamentu, w drugiej połowie roku budżetowego, gdyby nie Komisja Europejska, która zachowując się inaczej niż Tusk i Rostowski, nie zastosowała się do politycznego kalendarza i już teraz ogłosiła o rozpoczęciu przygotowań do zastosowania wobec Polski tzw. procedury nadmiernego deficytu budżetowego. Procedury w najlepszym razie wytykającej nas w Europie palcami, w najgorszym, przesuwającej nas na dalsze miejsce w kolejce do benefitów z integracji.

Kandydaci na europosłów PiS-u, Ryszard Legutko i Konrad Szymański, już wykorzystali to w kampanii wyborczej pisząc list otwarty do premiera i domagając się od niego prawdy (cóż to jest prawda? - jak pytał pewien rzymski urzędnik w Jerozolimie, a Ryszard Legutko, zwolennik klasycznego wykształcenia i jednocześnie praktykujący demokratyczny polityk, musi to pytanie doskonale rozumieć).

Ale zachowanie opozycyjnych polityków wobec argumentu, jaki przeciwko najbardziej proeuropejskiemu i najbardziej liberalnemu rządowi dostarczyła sama liberalna Europa, nie jest żadnym zaskoczeniem. Dlatego ja, z o wiele większą ciekawością, czekam, co z takimi informacjami zrobią PR-owcy Platformy, a także niektórzy najbardziej potulni konsumenci ich sztuki. Jak poradzą sobie z równaniem: Zyta Gilowska zła, ale deficyt budżetowy zostawiła mniejszy, Jacek Rostowski dobry, ale budżet rozleciał mu się w rękach.

Reklama

Oczywiście jest kryzys, ja tego nie neguję. Jako PR-owiec Platformy sam zacząłbym wołać, że gdyby w czasie kryzysu rządził Jarosław Kaczyński, to deficyt by poszybował... Ale jako w miarę jednak niezależny publicysta wiem, że to tylko gdybanie, podczas gdy pod rządami Tuska i Rostowskiego deficyt poszybował naprawdę. W dodatku poszybował pod hasłem dyscypliny budżetowej. Poszybował w ciszy, w atmosferze panującej w kancelarii premiera nadziei, że ten fakt da się jakoś ukryć, przemilczeć albo zagadać.

Czyżby Unia Europejska była dla PO ostatnią granicą rzeczywistości, której PR-owe atomówki nie mogą zniszczyć i skruszyć? I po strawieniu wszystkich kryteriów lokalnych, właśnie na tym, europejskim froncie, następuje zupełnie nieoczekiwane czołowe zderzenie z rzeczywistością?

Ponieważ jest to zderzenie z rzeczywistością nie tylko Tuska i jego rządu, ale całej Polski, chciałbym, żeby zarówno Tusk jak i Polska to czołowe zderzenie przeżyli. Ale przy okazji nie mogę się powstrzymać od gorzkiej refleksji, że jeśli chce się rządzić Polakami na poważnie, nie warto nie mówić im prawdy, wstrzymywać się z tym bez końca, szczególnie, kiedy tej prawdy i tak nie można przed nimi ukryć. Choć oczywiście nie mam żadnej pewności, że Polakami da się rządzić na poważnie.