"Uważam to za imponujący i potrzebny - nazwę to - dokument. Imponujący, dlatego że do tej pory mieliśmy w polskich mediach dominację krytyki rządu. Była to taka zmasowana ofensywa ugrupowań opozycyjnych. One wszystkie przyjęły sobie za punkt honoru atakowanie rządu, czyli negowanie jakichkolwiek jego osiągnięć. Przeciętny czytelnik, czy słuchacz radia, a szczególnie widz telewizji z tej kakofonii dźwięków wynosił raczej katastrofalny obraz polityki rządu.
Rzeczywiście to, co szwankuje w polityce Platformy Obywatelskiej i rządu, to jest taka swoista arogancja, że Polacy sami powinni wyciągać pozytywne wnioski z tego, co rząd robi. To jest nieprawda, ponieważ jeżeli nie potrafi rzeczywiście, chociażby tak jak Donald Tusk zrobił w tym artykule, powtarzać to, co zrobił, co będzie robił, co robi właśnie i co się nie udało. Mnie nie chodzi o sukcesy - nie ma sukcesów, ale nie ma klęski. (...)
Nie chodzi o to, żeby od święta były tego typu teksty. Rzeczą zasadniczą byłoby, żeby tego typu teksty, czyli promowanie rządu, wszechstronne informowanie społeczeństwa, codziennie, rano i wieczorem, o tym, co rząd robi, powinno być stałą tradycją, organiczną pracą rządu. (...)
Nazywam ten tekst manifestem Tuska. Choćby sama forma - +Miałem marzenie+. Zupełnie niepotrzebne małpowanie Martina Luthera Kinga. Forma śmieszy, ponieważ to jest wyraz nieautentyczności i szpanowania, ale to tylko w tej zewnętrznej formule. Natomiast list jest bardzo dobrze napisany. Bardzo dobrze są rozłożone akcenty i szkoda, że został on opublikowany w +Gazecie Wyborczej+. Powinien być w +Gazecie Polskiej+. W +GW+ ten artykuł będzie pełnił formę przekonywania przekonanych i na tym właśnie polega cały dowcip, że w Polsce każda grupa społeczna, elektorat słucha swoich. Tutaj generalnie - nie mówię o propagandzie - nie ma informowania obiektywnego, jest tylko indoktrynowanie - każda gazeta dla swoich czytelników.
To jest list, który powinien stanowić podstawę do debaty narodowej. Tutaj Tusk pokazał sukcesy, oczywiście pokazał to jak dobry propagandzista, ponieważ je wyolbrzymił. Praktycznie rzecz biorąc żaden z tych sukcesów sukcesem nie jest. Jedynym sukcesem jest, że sprawy te zostały podjęte przez rząd Donalda Tuska. Ale ciemną stroną tego sukcesu jest to, że zostały rozgrzebane i niedokończone. Gdybyśmy sięgali punkt po punkcie - przedszkola, szkoły, drogi, służba zdrowia, reforma emerytur itd. - wszystko to jest i jednocześnie tego nie ma. Czyli to są +marzenia Tuska+.
Ogromną zasługą jest - jak pokazuje Tusk w jednym miejscu, że ten rząd nie przespał tych trzech lat. Że ten rząd nie zrealizował swojego programu wyborczego, ale zrealizował cały szereg innych rzeczy, które mu narzuciła rzeczywistość, czyli kryzys gospodarczy. Polityka tego rządu była skrojona na miarę kryzysu. (...)
Tusk bardzo mądrze i bardzo trafnie uzasadnia metodę małych kroków, czyli tą swoją niechęć do reformowania. W pewnym momencie powiedział bardzo dobrze - i to powinno być opublikowane w +Gazecie Polskiej+, bo powiedział, że reformując kraj należy też myśleć o słabszych. To jest w zasadzie clou osiągnięć Donalda Tuska. Gdybyśmy popatrzyli na istotę sporu między Leszkiem Balcerowiczem a Tuskiem ws. OFE, Tusk realizuje to działanie, bo jego działanie to obrona dzisiejszych emerytów i budżetu państwa. W tym sporze prof. Balcerowicz byłby raczej reformatorem, takim fundamentalistą liberalnym - patrzyłby na wskaźniki ekonomiczne, żeby one rosły, niezależnie od tego, że Polacy przymieraliby głodem. (...)
Donald Tusk pokazuje paradoksalnie socjalne oblicze koalicji rządzącej. Myślę, że w dużym stopniu to jest sprawa dwóch oddziaływań. Po pierwsze, on musi takie socjalne oblicze pokazać, żeby wybić z ataku PiS. Po drugie, on musi, ponieważ ma koalicjanta, który walczy z PiS-em na wsi. Te socjalne akcenty są bardzo ważne w tym liście. On tę swoją opieszałość reformatorską tłumaczy nade wszystko tym, że głównym celem jego działań jest to, by przeciętna rodzina nie straciła. To jest bardzo nośne. (...)". (PAP)