Barbara Sowa: Kiedy PO nauczy się być w opozycji?
Anna Materska-Sosnowska*: Trudno być opozycją bezpośrednio po 8 latach rządzenia, trzeba się najpierw odnaleźć w nowych ławach. Poza tym w PO widoczny jest wielopłaszczyznowy kryzys przywództwa. Im szybciej sobie z tym poradzą, tym lepiej dla nich. W styczniu będą wybory i potem nastąpią znaczące ruchy. PO albo się rozpadnie, albo przeorganizuje.
Ale zmiana lidera to nie wszystko.
To podstawowy problem. Ale rzeczywiście nie jedyny. Platformie nagle wyrosła młodsza siostra pod nosem, która ma podobne hasła i pomysły do nich, czyli Nowoczesna. PO nadal jest jednak tak skupiona na sobie, że w sondażach spadła na miejsce trzeciej, a nie drugiej siły w parlamencie, dając się wyprzedzić partii Ryszarda Petru.
Dodatkową, o wiele poważniejszą moim zdaniem przeszkodą jest łamanie przez PiS zasad funkcjonowania opozycji w polskim parlamencie. Pakiet demokratyczny wydaje się być mrzonką.
Pytam o długofalową strategię dla PO. PiS wypracował sobie przez lata niezwykle skuteczny sposób funkcjonowania w opozycji. A Platforma się żałośnie miota.
Na to potrzeba czasu. Pamiętam pierwszą kadencje PiS w latach 2007-2011. Niemal nie było ich w przestrzeni publicznej - ani projektów ustaw, ani narracji. Taka strategia wymaga czasu. W PiS nie dość że odrobili lekcje, to wykorzystali 2010 rok - tragedia niejako odrodziła ten ruch, była dodatkowym spoiwem.
Dziś walenie w czambuł we wszystkie ich pomysły to za mało, by odzyskać kapitał polityczny.
PO miota się od ściany do ściany. Wychodzą z obrad - źle, zostają - też źle. Uważam, że nieobecni nie mają racji bytu, zwłaszcza jeśli obok rośnie konkurencja, która wyznacza pewien nowy standard. To właśnie partia Ryszarda Petru wymusi na PO działanie. Najbardziej zasadna byłaby strategia budowania szerokiego frontu między ludowcami, PO i ludźmi Ryszarda Petru, w grupie siła.
Zanim do tego dojdzie, o ile w ogóle, całkiem pokaźna grupa wyborców, którym daleko do PiS, pozostanie bez godnego reprezentanta.
Myślę, że mamy teraz szansę wejść na następny etap aktywności obywatelskiej, która nie będzie się objawiała tylko w dniu wyborów. Marzy mi się to. Może się okazać, że Polacy potrafią się zorganizować bez reprezentanta. Dotąd byliśmy bardzo pasywni i to się właśnie zmienia.
Wyborców PiS zamieszanie wokół ostatnich decyzji rządu zdaje się nie wzruszać.
A ja mam wrażenie, że jednak ich wzrusza. PiS krytykują nie tylko przedstawiciele jednej strony sceny politycznej i media. Głosy sprzeciwu słyszę też od prof. Jadwigi Staniszkis czy Ryszarda Bugaja - a to przecież wyborcy PiS-u. Twardego elektoratu pewnie nic nie wzruszy, bo oni na każdą decyzję zareagują: Bardzo dobrze, tak dalej, do przodu! Oni pozostaną bezkrytyczni.
A młodzi? Nie wiem, czy oni słuchają, co ma do powiedzenia prof. Staniszkis.
Ma pani racje, ale to jest elektorat, którego łaska na pstrym koniu jeździ. Sekwencja może być taka, że będą się burzyły elity, także "okołopisowe", które zdają sobie sprawę z tego, jakie są fundamenty i jakie konsekwencje działań, a twardy elektorat dostanie leki za darmo, albo 500 zł. I będzie siedział cicho, bo dopóki potrzeby ekonomiczne są zaspokajane, to kwestie ideologiczne, światopoglądowe pozostają na drugim planie.
Kto byłby lepszym szefem PiS - Siemoniak czy Schetyna?
Na te trudne czasy lepszy wydaje mi Grzegorz Schetyna. W tak trudnym momencie - nie tylko dla PO, która stała się opozycją, ale też w świetle wydarzeń wewnętrznych, jak i na arenie międzynarodowej - potrzeba zdecydowanych liderów. Nie ujmując nic byłemu szefowi MON, Schetyna jest jednak wytrawnym graczem, którego umiejętności organizacyjnych partia zdaje się teraz bardzo potrzebować.