Narysujmy na podłodze kwadrat metr na metr. Stańmy na nim i poprośmy kogoś z rodziny, by do nas dołączył. Z tego prostego eksperymentu będzie wynikało, że w miarę komfortowo na takiej powierzchni mieszczą się dwie, może trzy osoby. Cztery już raczej nie.
Z relacji telewizyjnych widać, że gdy czoło manifestacji docierało do pl. Piłsudskiego, jego koniec opuszczał pl. Na Rozdrożu. To trzy kilometry dalej. Jezdnia w Al. Ujazdowskich ma szerokość około 14 m. Jeśli przemnożymy nasze dane, wyjdzie nam, że przy dwóch osobach na metr było ich 84 tys., a przy czterech – 168 tys.
Policja pierwotnie mówiła o 30 tys. Gdyby tak było, każdy z uczestników miałby dla siebie ponad 1, 3 m kw., czyli manifestant powinien iść od manifestanta na odległość wyciągniętej ręki. Ile wart jest ten szacunek, widać było na zdjęciach. Potem policja podwyższyła szacunek do 45 tys., co w przybliżaniu daje jedną osobę na metr.
Reklama
Co do szacunków ratusza, wspomniane 250 tys. osób to sześć osób na metr. Proszę poprosić znajomych i stanąć w sześć osób na metrze kwadratowym. Powodzenia.
Morał z tego taki, że nasze władze rządowe i samorządowe traktują nas niepoważnie. Ratusz liczy jak Kali, czyli wszystko, co powyżej 10, to wielkie mnóstwo. A policja zaniża liczbę protestujących, by nie narazić się rządowi. Obie instytucje powinny zdjąć polityczne okulary i nie robić nas w balona. Inaczej zostaną nam sposoby Słodowego.