Motywy tego ruchu są czytelne nawet dla dziecka: partia, która ma większość, pozostaje we frustracji, że nie dostała jej tak dużej (2/3), by móc zmienić konstytucję. I tak jak z dzieckiem – za małe, by sięgnąć po słoik z konfiturami, miota się po całym domu i rzuca klockami. A nuż trafi w kogoś dorosłego, kto straci cierpliwość i mu ten słoik poda.
Więc PiS będzie teraz odwoływał I prezesa Sądu Najwyższego. To ruch naturalny po spacyfikowaniu Trybunału Konstytucyjnego, prokuratury, mediów publicznych i zaprezentowaniu pomysłu, w jaki lada dzień rozmontowana zostanie Krajowa Rada Sądownictwa. A jednak PiS swojego wniosku trochę się wstydzi. Poseł Arkadiusz Mularczyk, który w czwartek cały dzień dawał mu twarz, nie chciał się nim wcale pochwalić. Dokument gdzieś jest, może nawet za jakiś czas pojawi się na stronie Trybunału Postkonstytucyjnego, ale – z niejasnych przyczyn – nie został przekazany dziennikarzom. Poseł Mularczyk wił się też, odpowiadając na kolejne pytania o osoby podpisane pod wnioskiem. Wiemy, że nazwisk jest 50. Ale kto konkretnie? Trochę obciach, nikt się nie przyznaje.
Zresztą symptomatyczne jest samo wyznaczenie na odcinek dobicia Sądu Najwyższego akurat posła Mularczyka. Kiedy partia otwiera tak fundamentalny front konfliktu, jak rozpędzenie najważniejszego sądu w kraju, wypadałoby, by anonsował to sam prezes. Jarosław Kaczyński jest prawnikiem, znakomicie by sobie dał radę. Wystawiono jednak Mularczyka, który członkiem PiS jest od... tygodnia. O powrót na łono partii starał się co prawda od listopada, ale przyjęty został dopiero 23 lutego, o czym poinformowała na Twitterze rzeczniczka ugrupowania (dodając do tweeta emotikonkę z mrugnięciem oka; hm). Znacie Państwo rytuały przejścia? Te wojskowe fale i obozowe otrzęsiny? Dla „kota” robienie „dziadkowi” herbaty to żadna przyjemność, ale inicjacja tego wymaga. Założę się, że podobnie czuł się poseł Mularczyk – synowie marnotrawni muszą udowodnić, że będą wobec partii lojalni i gotowi do poświęceń. Choćby miał być wstyd na całą Polskę.
Reklama
Podważanie w marcu 2017 r. dokonanego przed trzema laty powołania prof. Małgorzaty Gersdorf na I prezesa SN nie jest niczym więcej jak ukaraniem jej za brak pokory. Motywy prawne wniosku o zbadanie przez TP legalności jej powołania można by nawet dyskutować. W jakimś stopniu broni się przecież teza, że regulamin wewnętrzny Sądu Najwyższego nie powinien rozstrzygać kwestii tak istotnych jak ta, kto i w jaki sposób staje się kandydatem na I prezesa. Oraz w jakimś stopniu można by zrozumieć chęć rozstrzygnięcia tych kwestii drogą ustawową. PiS zmienia teraz ustrój całego sądownictwa – nic nie stało na przeszkodzie, by przy okazji czytelnie uregulować i tę procedurę. Ale rządzący zamiast partii szachów wolą wrestling. Nie zważają przy tym, że podważenie przez Trybunał Postkonstytucyjny legalności działania wszystkich I prezesów SN od 2003 r. (to wtedy Sąd Najwyższy uchwalił własny regulamin) wraz z uznaniem ich czynności za „niebyłe” (tego domaga się poseł Mularczyk) oznaczać może gigantyczny chaos prawny. – Takie zagrożenie istnieje – przyznał wczoraj tenże parlamentarzysta. Ale przecież wrestlingu nie uprawia się po to, by nie bolało.
Powiedzmy przy tej okazji wprost: gra w szachy z prof. Gersdorf nie miałaby tej oglądalności co wolnoamerykanka. Mogłoby się na przykład okazać, że intelektualnie I prezes SN miażdży zarówno panią prezes TP, jak i posłów wnioskodawców. Co innego wrestling: tu emocje dużo ciekawsze, a i kibiców więcej. Profesor Gersdorf nie ma ostatnio najwyższych notowań. Po żenującym spektaklu chowania służbowych kart płatniczych chlapnęła w Onet.pl, że za 10 tys. zł dobrze żyć można tylko na prowincji. To rozgrzało publiczność. Atmosfera sprzyja grillowaniu.
Co będzie dalej? Prezes Trybunału Postkonstytucyjnego Julia Przyłębska już szuka w nowej ustawie o TP jakiejś furtki, która pozwoliłaby wniosek posłów PiS rozpatrzyć, nie zważając na kolejność wpływu spraw (Pamiętacie państwo? Jeszcze rok temu kolejność wpływu była fetyszem działaczy PiS, wszystko w trybunale miało być po kolei, bo inaczej jest niesprawiedliwie). Musi się śpieszyć, bo w Sądzie Najwyższym czeka już na rozpatrzenie pytanie prawne warszawskiego sądu apelacyjnego dotyczące samej Przyłębskiej i tego, czy została właściwie umocowana do pełnienia funkcji prezesa TP. Trybunał to już jednak organ nowej generacji – w porównaniu z SN, który uparcie trzyma się procedur, działa jak rakieta. W trymiga dowiemy się, że wybór prof. Gersdorf był niezgodny z konstytucją. Ktoś do tej pory może nieco się opamięta i TP nie zdecyduje się nadać swojemu wyrokowi mocy wstecznej. Dla bieżących celów politycznych wystarczy odstrzelenie I prezesa na przyszłość. Chaosu więc nie będzie. Ale wstyd pozostanie.