Wątpliwości, pytania i publikowane przez „Dziennik” informacje o tym, co działo się w wojskowych tajnych służbach, oceniane są przez polityków PiS jako wściekły atak. Inspirowaną nie wiadomo przez kogo ofensywę na człowieka, który chciał rozwalić strukturę, jaka oparła się wszelkim zmianom od czasów PRL.
1. Powtórzę po raz tysiąc pierwszy: nie ma wątpliwości, że WSI należało rozwiązać. Można godzinami dyskutować o nieprawidłowościach i przestępstwach, których się dopuszczały te służby, zarzucać im brak profesjonalizmu, ale nie ma po co. Zostały rozwiązane, bo chciały tego PiS oraz PO – partie, które wygrały wybory w 2005 r. Wyrok na wojskowe służby został wydany przez demokrację. Do wykonania kary śmierci został wyznaczony Antoni Macierewicz. Miał mnóstwo wad, ale dwie zasadnicze zalety: do WSI pałał jakobińską niechęcią i dysponował grupą oddanych mu ludzi, na których mógł się oprzeć.
Macierewicz wykonał główne zadanie: skutecznie rozbił WSI. Działania komisji weryfikacyjnej doprowadziły do złamania solidarności grupowej i w dużym stopniu do rozpadu grupy trzymających się razem oficerów. Kark został przetrącony.
2. Ale Macierewicz miał jeszcze inne zadania. Zadanie polityczne: przygotować raport z weryfikacji WSI, który miał przekonać opinię publiczną, że polska demokracja od 1989 r. była oplątana brudną pajęczyną wojskowych służb. Raport pokazywał wiele przestępstw, których dopuścili się „wojskowi”, ale tezy o istnieniu szarej sieci w biznesie, mediach i polityce nie potwierdził.
Tu Macierewicz poległ, choć ma szanse w dogrywce. Przygotował aneks do raportu – tyle że prezydent RP nie spieszy się z jego publikacją. Może nie bardzo już ufa autorowi. Do liderów PiS chyba dotarło, że nie jest on nieomylny. Dowiódł tego przykład Andrzeja Grajewskiego (bohatera raportu), którego ze współpracy z WSI rozgrzeszał niedawno Jarosław Kaczyński.
3. Kolejne zadanie, któremu miał sprostać Macierewicz, to budowa nowych służb wojskowych. Macierewicz decydował (jako szef komisji weryfikacyjnej), którzy oficerowie zasługują na zaufanie, a którzy mają pożegnać się ze służbą. Dlatego został pierwszym szefem nowej Służby Kontrwywiadu Wojskowego.
Te działania zostały ocenione przez Grzegorza Reszkę, który za czasów Platformy stanął na czele kontrwywiadu wojskowego (dla higieny wyjaśnię: z pułkownikiem Grzegorzem Reszką rodziną nie jesteśmy, nawet nie mieliśmy okazji się poznać). „Dziennikowi” udało się dotrzeć do tajnego raportu płk. Reszki. Pisze on tam o ekspresowych (trwających 17 dni) kursach oficerskich dla nowej, Macierewiczowskiej kadry SKW. O tym, że kursy były zakończone egzaminem, który można było zdać, odsyłając odpowiedzi faksem. O tym, że kontrwywiad nie może się doliczyć tajnych kwitów, a i o tym, że tajne materiały były nielegalne kopiowane.
Czy wierzyć raportowi? Napisaliśmy jasno: zarzuty są poważne, ale powinien je zweryfikować prokurator. Raport tworzyli ludzie służb i nie ma pewności, czy byli obiektywni.
Jeśli raport jest rzetelny, to mamy kłopot. Wygląda na to, że Macierewicz nie był w stanie stworzyć sprawnego kontrwywiadu wojskowego – a to oznacza na przykład, że nasi żołnierze służący w rejonach, gdzie toczy się wojna, są źle zabezpieczeni.
4. Napisaliśmy o tym wszystkim. Czy świadczy to o tym, że próbujemy za wszelką cenę bronić WSI? Albo że wolimy widzieć w służbach absolwentów sowieckich uczelni szpiegowskich zamiast szkolonych teraz harcerzy i dziennikarzy? Moim zdaniem nie. Opisaliśmy poważny problem nie dlatego, że nie lubimy Macierewicza, tylko dlatego, że mamy obowiązek zapytać o stan tajnych służb po jego rządach, skoro jest tyle wątpliwości.
Antoni Macierewicz oczywiście wszystkiemu zaprzecza i twierdzi, że żadnych błędów nie popełnił. Przyznawanie się do błędów albo polemika z krytycznymi opiniami nie leży widać w jego naturze. Gdy ktoś się z nim nie zgadza, reaguje wściekłością. Wtedy wytyka dziennikarzom, że są na usługach zagranicznych koncernów albo rozśmiesza publikę swoim niemieckim akcentem.
Taki sam poziom dyskursu obowiązuje w Putinowskiej Rosji. Ci, którzy mają odwagę skrytykować Kreml albo chcą mu patrzeć na ręce, natychmiast spotykają się z zarzutem, że robią to za zagraniczne srebrniki, na zlecenie zgniłego Zachodu.
Demokracja to prawo do krytyki, dyskusji, zadawania pytań. Macierewicz powinien to rozumieć najlepiej, bo w najtrudniejszych dla Polski latach walczył o niepodległość, działał w podziemiu i siedział w więzieniach. I on to rozumie, z jednym wyjątkiem: swojej osoby.
Nie ma sensu ulegać histerycznemu zachowaniu byłego szefa SKW. Wbrew temu, co on sugeruje, dziennikarze nie dzielą się według tak prostego schematu: albo ślepo kochają Antoniego Macierewicza, albo są ze "związku zawodowego WSI".