Co mądrzejsi przepowiadali, ale dziś trzeba to ogłosić, nazwać ten moment wprost: prawdziwa polityka wróciła. A Polacy, używając słynnej już, sformułowanej na naszych łamach formuły profesora Pawła Śpiewaka, właśnie wrócili z grilla. Sen o cudzie się kończy. Zaczyna się walka o życie na przynajmniej takim jak dotychczas poziomie. Proklamowana po wyborach polityka miłości zużyła się i na naszych oczach jest zastępowana przez nową. Kryzys budżetu (choć skali tąpnięcia nie znamy), pewny niestety wzrost bezrobocia, kłopoty wielu firm, naturalne zużywanie się pewnych przekazów medialnych - to czynniki powodujące zmianę tonu politycznej gry, na powrót nadają powagę polskiej polityce
To właśnie dlatego minister Zbigniew Ćwiąkalski tak szybko, po jednym błędzie, wyleciał w powietrze. Bo to, co rok temu było dla premiera Donalda Tuska kwestią komfortu czy procentu w sondażach, dziś jest kwestią politycznego życia. Dlatego też nie wierzę w zapowiedzi, że rekonstrukcji rządu nie będzie. Będzie, i to szybciej, niż się spodziewamy. Może pełzająca, może jednorazowa, ale głębsza, niż sądzimy. Bo ze wszystkimi ministrami jest podobnie jak z Ćwiąkalskim -- wpadki i słabości rok, pół roku temu uchodzące za do zaakceptowania, dziś jawią się jako skrajnie niebezpieczne. Bo grunt zrobił się dużo bardziej śliski. I dlatego nie sądzę, żeby ministrowie przynoszący kłopoty przetrwali w tym gabinecie dłużej niż do czerwca.
To wniosek z powrotu prawdziwej polityki podstawowy i oczywisty. Inne tak łatwe już nie są. Wcale nie jest bowiem pewne, jak prorokują niektórzy, że na tej zmianie tonu musi zyskać PiS, a stracić Platforma Obywatelska. Tak by rzeczywiście było, gdyby ekipa premiera Tuska tych zmian nie dostrzegała. Ale dostrzega. I jak radarem próbuje wyłapywać, skąd może nadejść kontrofensywa, gdzie grupują się siły przeciwników. Temat sprawiedliwości, poczucia bezpieczeństwa obywateli był jednym z takich miejsc. I reakcja była natychmiastowa. Profesora prawa zastąpił nowy, wizerunkowy szeryf Platformy. Inne zagrożenia? Na pewno budżet, gdzie w sprawie deficytu rząd próbuje chować głowę w piasek. Jeśli minister finansów Jacek Rostowski nie zrozumie politycznego zagrożenia, może skończyć jak Ćwiąkalski. Dziś ma poparcie Tuska. Ale były szef resortu sprawiedliwości też miał, dopóki nie przyniósł kłopotów. No i ochrona zdrowia, po klęsce ustaw zdrowotnych pozostawiona sama sobie, z mało sprawnym i jeszcze mniej wiarygodnym ministrem Ewą Kopacz. Zdziwiłbym się, gdyby przetrwała. Infrastruktura - podobnie. Można wprawdzie mierzyć, że notowania Cezarego Grabarczyka wzrosły o pół punktu, ale do przynajmniej dostatecznej oceny droga daleka. I tak dalej. Bo naprawdę pewne swoich posad mogą być tylko dwie osoby -- wicepremier Schetyna i wicepremier Pawlak. Pozostali muszą liczyć się z tym, że każdego dnia dopadnie ich szybki strzał. Niespodziewana polityczna śmierć.
Jedni nazwą to rekonstrukcją, inni dymisjami, ale przecież nie o nazwę tu chodzi. O coś dużo bardziej poważnego - o to, że prawdziwa polityka wróciła. A skoro tak, to i miękki premier będzie chciał stać się równie twardy, jak ciężka będzie rzeczywistość. Czy ta metamorfoza mu się uda, czy będzie w tym wiarygodny? To już zupełnie inna sprawa. Ale na pewno spróbuje.