Iluż ja mam wtedy przyjaciół, ilu kumpli z dawna niewidzianych próbowało się właśnie do mnie dodzwonić, ale numer zgubili, ilu ludzi z wypiekami na twarzy czyta moje arcymądre felietony! O nic mnie nie proszą, po prostu koniecznie musimy się spotkać, zjeść lunch, napić się kawy, wódki, czegokolwiek. Doceniają mnie ludzie, lubią, ot co. Dość szybko okazuje się jednak, że nie będę wiceprezesem, wicedyrektorem, wicenaczelnym (bo moi awansowani przyjaciele wiedzą, że do żadnej roboty się nie nadaję). Wtedy entuzjazm korytarzowych znajomych nieco słabnie. Tak, tak, zdzwonimy się, to do następnego razu, miło było cię zobaczyć.

Dotychczas takie wygibasy były specjalnością telewizji, za przeproszeniem, publicznej, w której każdy nowy szef witany był taką słodyczą, że z miejsca przestawał herbatę słodzić, ale w miarę przejmowania przez politykę zwyczajów świata show-biznesu, również i te praktyki trafiły do ministerstw, agencji, prokuratur.

O właśnie, prokuratur. Kilkunastu prokuratorów na kilka dni przed odejściem władzy starej bezceremonialnie ją skrytykowało, zachowało e-maile, SMS-y, mają corpus delicti. Heroizmem wykazali się też prokuratorzy krajowi, którzy - jak oznajmił nowy minister - przyznali, że były "pewne błędy". A wypaczenia, panowie? A wypaczenia też były? Jakby to pięknie brzmiało: "Ziobryzm tak, wypaczenia nie!". Obu prokuratorom pomogło to jak umarłemu kadzidło, bo robotę i tak stracili, co gorsza, zdaje się, że twarz również, ale ich przykład poszedł w świat.

I tak inny pan, rzucony na odcinek pilnowania "Rzeczpospolitej", wysypał wiceministra skarbu, że ten chciał sprzedać gazetę, doniósł na niego prokuraturze i przede wszystkim mediom. I czeka. Na awans, rzecz jasna. W MSZ z kolei jeszcze inni panowie, niezadowoleni ze swej pozycji, spotykali się z opozycją, donosząc na szefową. Im bliżej było do wyborów i im większe były szanse opozycji, tym tych panów było więcej i tym chętniej się spotykali. Teraz biorą, co swoje.

Władza nowa, jak każda, niby wie, że ufać takim ludziom nie można, niby wie, że przy pierwszej okazji i ją zdradzą, ale jakoś zawsze z ich usług korzysta. Może daje się uwieść, w końcu kto nie lubi być komplementowany? Ale może - i to wersja optymistyczna - wierzy, że i brudną szmatą można posprzątać. Można, panowie, ale częściej można się pobrudzić.