Sprawą zajmie się Prokuratura Okręgowa w Warszawie. Ma sprawdzić, czy są podstawy do rozpoczęcia śledztwa. Zapowiedziało to oficjalnie Ministerstwo Sprawiedliwości.
"W grudniu 2005 r., gdy byłem premierem, prezydent elekt polecił szefowi ABW zbierać informacje na mój temat i założyć mi podsłuch" - powiedział w autoryzowanym wywiadzie dla DZIENNIKA Marcinkiewicz. Dlaczego Kaczyński miałby zlecać działania niezgodne z prawem? "Chciał, żeby szefem rządu był jego brat, a nie ja" - twierdzi były premier.
Wypowiedź ta wywołała burzę. Dawni partyjni koledzy z Prawa i Sprawiedliwości nie zostawili suchej nitki na byłym premierze. "Nie ma nic bardziej śmiesznego i żałosnego, niż żale byłego kuratora z Gorzowa Wielkopolskiego" - ocenił zarzuty Marcinkiewicza Joachim Brudziński z PiS. Prezydencki minister, Michał Kamiński nazwał wyznanie byłego premiera "wyssaną z palca sprawą".
"Prezydent nigdy nie namawiał mnie do łamania prawa" - stwierdził ówczesny szef ABW, generał Witold Marczuk. I zdecydowanie zaprzeczył, jakoby prezydent zlecił mu założenie podsłuchu Marcinkiewiczowi.
Kilkanaście godzin później, w sobotę wieczorem, Marcinkiewicz złagodził oskarżenia wobec prezydenta. "To nie było zlecenie podsłuchiwania, a tylko przyjacielska rozmowa prezydenta z szefem ABW" - tłumaczył. Mimo złagodzenie wydźwięku swoich słów, były premier podtrzymał swoje zarzuty. "Te informacje potwierdził mi mój minister i minister w Kancelarii Prezydenta" - stwierdził Marcinkiewicz. I dodał, że jeśli będzie trzeba, podda się badaniu wykrywaczem kłamstw.