Na swoich szefów mają się nareszcie doczekać ambasady w Wiedniu, Madrycie, Tiranie czy Bernie - donosi "Gazeta Wyborcza". Ambasadorskie fotele stoją puste w tych miastach nawet od siedmiu miesięcy, bo prezydent Kaczyński nie chciał podpisywać nominacji kandydatom wysuniętym przez Sikorskiego. Teraz ma się to zmienić.
W stolicy Austrii placówkę ma objąć dyrektor w resorcie spraw zagranicznych Jerzy Margański. Do Hiszpanii pojedzie Ryszard Schnepf, obecny wiceszef polskiej dyplomacji. W Szwajcarii urzędowanie ma rozpocząć Jarosław Starzyk, a w Albanii - Irena Tatarzyńska.
Dlaczego prezydent zmienił zdanie w kwestii ambasadorskich nominacji? Według "Gazety Wyborczej", był to swoisty handel wymienny. Lech Kaczyński zgodził się podpisywać wnioski Sikorskiego w zamian za otwarcie dorgi do kariery w dyplomacji dla byłego rzecznika resortu za czasów, gdy rządziła w nim Anna Fotyga.
Chodzi o Andrzeja Sadosia, którego prezydent chciał wysłać do Wiednia jako obserwatora przy OBWE. Nie zgadzał się na to Radosław Sikorski, który teraz podobno już nie ma nic przeciw wysłaniu Sadosia na placówkę dyplomatyczną. Tyle tylko, że nie będzie to Wiedeń, a Hongkong. Były rzecznik miałby tam być konsulem.
Za granicę wybiera się też Andrzej Krawczyk, był prezydencki minister, którego Lech Kaczyński wyrzucił ze swojej kancelarii, gdy okazało się, że Krawczyk w latach PRL podpisał zobowiązanie do współpracy z komunistyczną bezpieką.
Tłumaczył, że był wtedy szantażowany bezpieczeństwem swojej rodziny, a współpracy nigdy nie podjął. Wręcz odwrotnie - nadal działał w opozycji. Te tłumaczenie nie przekonały jednak prezydenta. Teraz jednak Krawczyk może wyjechać do Bratysławy jako charge d'affaires.