Podczas spotkania w Brukseli prezydent miał niewiele czasu na wystąpienie, ale zdążył poinformować przedstawicieli unijnych państw o tym, że - mimo kryzysu finansowego - polska gospodarka ma się dobrze i nie grozi jej załamanie.
Euro? Brak reakcji
"Polska przeżywa okres spowolnienia, ale nie jest ono wielkie i nastąpiło jeszcze przed kryzysem" - wyjaśnił w Brukseli Lech Kaczyński. Prezydent powiedział także o planie wprowadzenia w Polsce euro. "Poinformowałem, że rząd przyjął plan przyjęcia euro, ale nie spotkało się to z żadną reakcją" - stwierdził Kaczyński.
Już podczas konferencji prasowej prezydent podkreślił, że chciałby, aby polskie społeczeństwo miało pełną informację o tym, kto po wprowadzeniu euro zyska, a kto straci. Lech Kaczyński chce, by w sprawie euro głos podczas spokojnej dyskusji mogli zabrać zwolennicy wprowadzenia tej waluty w naszym kraju, ale także jej przeciwnicy.
Prezydent podczas unijnego szczytu zabrał też głos w sprawie Gruzji. Zdaniem Lecha Kaczyńskiego tak naprawdę dokonano tam przy okazji wojny aneksji Abchazji i Osetii Południowej. Obserwatorzy są tam zaś traktowani jako ci, którzy mają wyznaczać nowe granice.
Nie muszę zdawać egzaminów
Jedna z dziennikarek spytała Lecha Kaczyńskiego, czy czuje, że zdał egzamin przed rządem podczas tego unijnego szczytu. Lekko poirytowany prezydent wyjaśnił, że nie musi przed nikim zdawać egzaminów. "Proszę zajrzeć w konstytucję" - poradził i dodał: "Istnieje pewien rodzaj traumy u pana premiera związku z wydarzeniami sprzed trzech lat, ale one nie mogą wpływać na bieg wydarzeń w państwie".
Prezydent ubolewał, że na brukselski szczyt nie pojechał z nim premier Donald Tusk, a na przykład Litwę i Rumunię reprezentowali jednocześnie prezydent i premier. "To jest sytuacja normalna. Ja byłem sam. Na miejscu szefa rządu byłbym tutaj także na tej sali" - powiedział Lech Kaczyński.
"Powinniśmy być obydwaj, bo w Polsce jest kohabitacja, tak samo jak w Rumunii; nieco odmienna sytuacja jest na Litwie, tam wkrótce będzie nowy rząd. Taka sama sytuacja zdarza się w Finlandii, na Łotwie. Nie jest niczym oryginalnym, że jest i prezydent, i premier" - dodał.
To wina rządu
Według Lecha Kaczyńskiego Polska powinna być reprezentowana na listopadowym spotkaniu G-20, zwłaszcza że pojadą tam - czego nie planowano wcześniej - Czechy, Hiszpania, a prawdopodobnie także Holandia. Taka sytuacja to zdaniem prezydenta wina rządu.
"W tej sytuacji dzisiaj było za późno. To jest sprawa rządu, ona dzisiaj nie była do załatwienia" - powiedział Lech Kaczyński. Jego zdaniem Polska powinna być reprezentowana jako największy kraj w swojej części Europy, "o gospodarce kilkakrotnie większej niż Republika Czeska". "Jesteśmy blisko pierwszej dwudziestki na świecie" - zaznaczył. Skarżył się, że Polska teoretycznie należy do grona sześciu największych krajów UE, "ale jak przychodzi co do czego, to niewiele z tego wychodzi".