Za ideą samorządowych emerytur stoi Związek Miast Polskich - największa w Polsce organizacja zrzeszająca burmistrzów i prezydentów. ZMP chce zabezpieczyć finansowo samorządowców, którzy - jak tłumaczą jego przedstawiciele - po zakończeniu pracy w urzędzie często zostają na lodzie. "Były prezydent czy burmistrz jest skazany na banicję, bo zgodnie z prawem nie może pracować w żadnej firmie, wobec której podejmował decyzje. Czyli praktycznie u nikogo we własnej gminie" - mówi Andrzej Porawski, dyrektor biura związku.
ZMP proponuje dwa rozwiązania. Jedno z nich przewiduje utworzenie specjalnego funduszu emerytalnego. Przez pierwszą kadencję składki płaciłby sam zainteresowany, potem ten obowiązek przejęłoby miasto. Po odejściu z urzędu samorządowiec dostawałby pieniądze z funduszu. "W Stanach Zjednoczonych samorządowcy powołali do życia nawet firmę ubezpieczeniową, która obraca ich składkami i jest normalną firmą działającą na rynku. Dlaczego nie może być tak i u nas?" - argumentuje Porawski.
Ale samorządowcy proponują też wariant, którego wprowadzenie w życie oznaczałoby sięgnięcie wprost do kieszeni podatników - chodzi o pomostówki. Gminy wypłacałyby je swym byłym szefom do czasu osiągnięcia przez nich wieku emerytalnego. Warunek jest jeden - musieliby utrzymać się na stanowisku przynajmniej przez dwie kadencje, czyli osiem lat.
Propozycje ZMP budzą kontrowersje nawet wśród samych samorządowców. "To prosta droga do patologii. Pojawią się wątpliwości, czy osobie, która walczy o fotel prezydenta lub burmistrza chodzi o pracę na rzecz miasta czy o szybką emeryturę" - mówi wiceprzewodniczący Rady Koszalina Eugeniusz Żuber. Pomysł krytykuje też Bogdan Ficek, który od dziesięciu lat jest burmistrzem należącego do ZMP Cieszyna. "W Niemczech po dwóch kadencjach przysługuje burmistrzom coś na kształt emerytury wypłacanej z kasy miejskiej. Ale to bogaty kraj. Kandydując, podejmuję ryzyko, że nie zostanę wybrany i któregoś dnia zasilę rzeszę bezrobotnych" - mówi.
Jednak zdaniem twórcy polskiej reformy samorządowej prof. Michała Kuleszy pomysł wart jest rozważenia, szczególnie wobec szefów niedużych gmin. "Jeśli ktoś był nauczycielem, to jeszcze pół biedy, bo wróci do szkoły, a inni? Świadczenia mogłby być wypłacane czasowo, ale raczej nie powinny być przydzielane automatycznie" - mówi.