Jak mówi nasz informator, premier od dłuższego czasu był rozdrażniony brakiem jasnej deklaracji ze strony Ewy Kopacz. "Ciągle zmieniała zdanie: raz mówiła, że chce lecieć do Brukseli, raz, że nie chce. Prasa nieustannie spekulowała na ten temat. Premier chciał to przeciąć i powiedział, że skoro ona wyjeżdża, to plan rządu zaprezentuje wiceminister zdrowia Jakub Szulc, który ma być jej następcą" - opowiada osoba z otoczenia premiera.
Kopacz miała zareagować ambicjonalnie. Stwierdziła, że nigdzie nie jedzie i to ona poprowadzi konferencję.
Jak wynika z naszych informacji, już wcześniej premier namawiał Kopacz, by przestała kierować resortem i wyjechała do Brukseli. Jednak scanariusz miał być inny. Jaki? Premier chciał, żeby po zawetowaniu reformy przez prezydenta minister zdrowia ekspresowo ogłosiła plan B z pompą w styczniu, najpóźniej na początku lutego. Potem miała spokojnie zająć się kampanią. "Ale to się przedłużało, poza tym Tusk się zaczął zastanawiać, jak to będzie tłumaczyć, jeśli pozwoli wyjechać Kopacz, a innym nie" - mówi polityk PO.
W rezultacie gdy w czasie konferencji padło pytanie o plany Kopacz, premier odpowiedział zdecydowanie: fakt, iż wspólnie prezentują projekt, którym następnie Kopacz będzie zarządzała przez wiele miesięcy, powinien przeciąć wszelkie spekulacje. "Mówiłem chyba tak ze 20 razy, przecinając te pogłoski, że żaden z ministrów nie wybiera się do europarlamentu" - podkreślił premier. I zaapelował do dziennikarzy: "Proszę was, nie wysyłajcie moich kochanych ministrów do Brukseli, bo ja chcę ich mieć tutaj wszystkich, bez wyjątku" - zwrócił się do dziennikarzy Tusk.
Podczas konferencji widać było wyrażnie iskrzenie między premierem i minister Kopacz. Premier był bardzo sztywny, a po Kopacz było widać zdenerwowanie. W pewnym momencie jeden z dziennikarzy skierował pytanie do premiera. Gdy Kopacz zaczęła odpowiadać zamiast niego, premier odebrał jej głos.